Kampinoski Park Narodowy – szlakiem legend w krainie króla węży.
Dzisiejsza wyprawa po Puszczy Kampinoskiej będzie nietypowa, przeplatana radością i smutkiem. Zupełnie tak jak to bywa w życiu, jest dobro wiec musi istnieć i zło, jest radość i jest smutek, człowiek całe życie stara się łapać tak bardzo ulotne chwile szczęścia.
Bywają też takie dni, kiedy trzeba się zatrzymać, pomyśleć, powspominać i „wyruszyć” w podróż, otworzyć wrota do krainy baśni i legend.
Trasa: Cmentarz Palmiry – „Pomnik Jerzyków”- Posada Sieraków – Kamień Witolda Płapisa – Kamień Zboińskiego – Dziekanów Leśny Cmentarz Kolonistów – Sadowa – Mogilny Mostek – Cmentarz Palmiry.
„Łatwiej jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować, jeszcze trudniej umrzeć, a najtrudniej cierpieć …”
Te słowa widnieją przy samym wejściu na cmentarz w Palmirach. Są to słowa, które zostały wyryte w warszawskiej kotłowni gestapo znajdującej się w al. Szucha. Ich autor pozostaje nieznanym ale prawdopodobnie leży w jednym z grobów na palmirskim cmentarzu. Przyglądam się w skupienie, patrzę na ludzi, wchodzą na cmentarz, ta tablica, te słowa wydają się być takie niewidoczne, niezauważalne, nieme. Ale przecież ludzie tu wracają, może wtedy zatrzymają się na chwilę, zerkną a tablica przemówi.
W latach 1939-1941 po porażce wrześniowej i powstaniu Generalnej Guberni Niemcy wywozili do okolicznych lasów więźniów, by dokonać na nich egzekucji. Warszawiaków wywożono do Palmir najpierw kolejką, później ciężarówkami.
W 21 masowych mordach przeprowadzonych w Palmirach zginęło ponad 1700 Polaków i Żydów. Na samym cmentarzu pochowano więcej osób. Według szacunków od 2115 do 2204 . Wśród zamordowanych w Palmirach znaleźli się m.in. Maciej Rataj – marszałek Sejmu, Jan Pohorski – wiceprezydent Warszawy, Janusz Kussociński – olimpijczyk, Mieczysław Niedziałkowski – działacz PPS, Dawid Przepiórka – szachista.
Samochód zostawiam na parkingu koło Muzeum, wyruszam w prawo brukowaną „Palmirską Drogą” w kierunku Pociechy (niebieski szlak). Po drodze mijam „Krzyż Jerzyków” jest to pomnik upamiętniający bitwę pod Pociechą, która miała miejsce 28 sierpnia 1944 r. między Zgrupowaniem AK „Jerzyki” a siłami niemieckimi i oddziałami Włosowców. Oddziały AK były wspomagane przez oddziały Armii Ludowej pod dowództwem Teodora Kufla. Bitwa trwała do 5 wrześnie 1944 r. Polacy odnieśli w tej bitwie ważne zwycięstwo – utrzymali drogę między Wierszami a powstańczą Warszawą.
Od Pociechy zmieniam szlak na zielony, kieruję się do Dziekanowa Leśnego, wkraczam na Obszar Ochrony Ścisłej „Sieraków”. Został on utworzony w 1937 roku. Dużą jego część stanowią wydmy i bagno Cichowąż. Obszar ten porośnięty jest przez bory wilgotne i grądy olchowe. Jest to najpiękniejsze i najdziksze bagno puszczańskie. Legenda głosi, że to właśnie tu wśród bagien wznosił się zamek bajkowego króla węży. Zapewne od tej legendy pochodzi nazwa, a bytujące tu zaskrońce aby to potwierdzają. Ale do króla węży jeszcze powrócimy.
Na skraju Puszczy Kampinoskiej, w sąsiedztwie wsi Dziekanów Leśny znajduje się mały cmentarz ewangelicki, materialna pamiątka po niegdysiejszych mieszkańcach tej wsi – niemieckich kolonistach.
Stan zachowania nagrobków jest bardzo zróżnicowany, gdyż cmentarz przez lata był dewastowany. Nie ocalały, żadne porcelanowe fotografie, ani kamienne krzyże wieńczące w przeszłości większość pomników.
Dojście na cmentarz znajduje się od strony Kampinoskiego Szlaku Rowerowego na wysokości Centrum Badań Ekologicznych PAN w Dziekanowie Leśnym.
Więcej informacji na temat cmentarza w oddzielnym wpisie. Ja szlaki do Cmentarzy Kolonistów nazywam „Ocalić od zapomnienia” https://bloganki.pl/index.php/2020/06/14/ocalic-od-zapomnienia-cmentarz-ewangelicki-w-dziekanowie-lesnym/
Z cmentarza wyruszam w kierunku Mogilnego Mostka (czerwony szlak). Piękna pogoda, słońce świeci, soczysta zieleń i śpiew ptaków, to właśnie są te ulotne chwile szczęścia. Kocham las, przyrodę, uwielbiam obserwować jak las się zmienia, jak po zimie budzi się do życia, później pięknieje, dojrzewa, żeby na jesieni cieszyć pięknymi kolorami. Jest coś w tym magicznego, niby zwyczajna koje rzeczy, ale przypomina człowiekowi o ulotności życia i o jego kruchości.
Nazwa Mogilny Mostek wiąże się ze starą legendą. Dawno temu do jednego z domów we wsi Pociecha, a może do tamtejszej karczmy, zaszedł wędrowiec. Został ugoszczony, poczęstowany posiłkiem i przenocowany. Następnego dnia rankiem, a była to niedziela, córka gospodarzy wybrała się do kościoła w Łomnie. Wędrowiec pożegnał się wcześniej i poszedł przed siebie. Czekał na kobietę w pobliżu mostka na śródleśnej strudze. Tam ją obrabował i zamordował, a ciało przykrył ściągniętymi naprędce gałęziami.
Jeszcze w latach poprzedzających drugą wojnę światową istniał zwyczaj, iż każdy przechodzący tędy kładł jedną gałązkę obok mostku. Pisał o tym już Kazimierz W Wójcicki:
– Gdzie zabity człowiek, to każdy co przechodzi, rzuca gałąź i tak się kupa nazbiera.
-Cóż potem z nią robią, czy kto susz ten zbiera ?
– Nie godzi się zabierać, potem przyjdzie kto na wiosnę i podpali, żeby się dusza zabitego w ogniu oczyściła z grzechów, i znowu potem rzucają gałęzie”.
Po drodze z Mogilnego Mostka wyruszam w kierunku Cmentarza Wojennego w Palmirach, muszę trochę zboczyć, aby dotrzeć do torfowiska o nazwie Cichowąż. Rośnie tam trudno dostępny ols, pośród którego kryją się niewielkie wysepki wyższego terenu, zwane grądami. Jedni mówią, że nazwa pochodzi od zaskrońców, które tutaj królują, a drudzy, że od bajkowego króla węży. I to jest ten moment, kiedy wracamy do krainy baśni, posłuchajcie sami.
Kazimierz Władysław Wójcicki w „Albumie literackim” opublikował opowieść „Przejażdżka chwilowa w Mazowszu” w której znalazła się legenda o krainie króla węży, którą opowiada Walek.
WIOSNA! Już ją od dawna powitał szary skowronek z pod zimowej miedzy, i jaskółka, i bociany nasze. Jechałem konno, a ze mną żwawy Wałek mazurek. Słonko jeno co pierwszym zawitało promieniem, gdyśmy w las wjeżdżali, a las ciągnął się milę całą, droga piaszczysta. Pokrzyk żurawi płynął daleko po kroplistej rosie, co okrywała jak szeroko zajrzeć, równe pola zasiane, łąki i obszerne pastwiska. Zakukała kukułka na pobliskim drzewie: Wałek pomacał po kalecie, i po skrobał się po głowie. Poznałem jego poruszenie.
— Chciałeś zapewne rachować pieniądze: czy pierwszy raz słyszysz kukułkę?
— Nie pierwszy raz wielmożny panie, bo ze dworu w poraniu i żurawi, i kukułkę słychać aż w stajni, gdzie śpiewa (śpiemy), ale pierwszy raz ją zobaczyłem, a to ludzie gadają, że wtedy porachowawszy, to się dłużej pieniądze trzymają, i przyrastają.
— No, to porachuj co mam w woreczku. — I podałem mu sakiewkę.
Wałek nie sięgnął po nią, tylko uchylił czapki i odrzekł:
— A coby mi wej przyszło wielmożny panie, cudze psy karmić, cudzą żonkę miłować, i cudze pieniądze rachować.
Roześmiałem się z tak trafnie przywiedzionej przypowiastki.
— Toć ona nie kuka, ale zawsze woła puhu! bo nie darmo, ona tak szuka swego męża.
— Albo ona miała męża?
— To długa historya wielmożny panie: ale tak gadają starzy ludzie, to musi być prawda.
— Opowiedz że mi tę historię: droga piaszczysta, jedziem wolno, to i pogwarzyć możem.
— To widzi wielmożny pan, jeszcze Warsewy (Warszawy) na świecie nie było, jak się to stało. Był to król i królowa, a mieli prześliczną córkę, mieszkali w złocistym pałacu. Królewna już wyrosła, ale zawsze tęschniła czegoś, i zawsze płakała. Miała złocisty pierścień na palcu, jak raz piła wodę ze studni, pierścień upadł do wody. Królewna nuż płakać, ręce łamać, aż tu z wody wychyla głowę śliczny wąż ze złocistą koroną na głowie, i tak zagadał:
— „Jak będziesz moją żoną, to ci oddam pierścień, bo ja nie wąż, ale zaklęty królewicz.” I zaraz się przedzierzgnął w ślicznego chłopca. Królewna jak go zoczyła, tak ogniście pokochała, i zaraz z nim poszła, a mieszkał on wiochach podziemnych nie daleko pałacu, gdzie rosły wielkie dęby. Otworzył drzwi, których nikt nie widział, i wprowadził do swego zamku. A był to śliczny zamek, cały złocisty, a dach koralowy. Tam żyli szczęśliwie, i królewna powiła syna. Wąż ją zaklął, żeby nikomu nie mówiła, kogo ma za męża, i żeby nigdy do pałacu rodziców nie zaglądała. Przyrzekła królewna, i dotrzymała słowa: już siedem roków się skończyło, a mały królewicz skończył lat sześć, gdy raz na igraszkę wybiegł z lochu, i zaczął się bawić pod dębami.
Stary król i królowa tymczasem, ciągle płakali i kazali szukać córki.
Wyśli właśnie na przechadzkę, gdy ujrzeli śliczne dziecko pod dębami.
— Kto ty jesteś? Gdzie rodzice twoi? zapytali.— Ale królewicz nauczony od matki nic nie odpowiedział. Wtedy stary król, rozpaloną do czerwoności blachę żelazną kazał przyłożyć chłopcu do piersi, a Królewic z bólu opowiedział. Porwali go ze sobą, i kazali zabić.
Królewna nie widząc synka wybiegła go szukać, ale szukała daremnie. Stary król tymczasem posłał dworzan, ci stanąwszy nad skrytymi drzwiami, zaczęli wołać: puhu! puhu! bo tak się zwał on mąż królewny w węża zaklęty. Puhu otworzył drzwi, i wychylił głowy, myśląc że żona go woła, a dworzanie łeb mu szablą ucięli, i całego w drobny mak posiekli. Królewna próżnie cały dzionek szukała syna, powraca, i zoczyła tylko sztuczki posiekane ze swego męża, a obok leżał zabity mały królewic. Wtedy z wielkiego żalu przemieniła się w kukułkę, lata i teraz po lesie, i woła puhu! puhu! bo woła do siebie męża i syna!
— Dziękuję ci Wałku, to piękna powieść, ale co się stało z zamkiem tego puhu, co ze starym królem i królową?
— Zamek złocisty z koralowem dachem zaraz się zapadł, jak zabili męża: król stary i królowa ze smutku usechli we wióry i pomarli, a pałac ich się zawalił, i tam jezioro płynie, a z pod wody słychać jeszcze jak płaczą i jęczą!
Przy Mogilnym Mostku czekała uzbierana kupka gałęzi, to znak, że legenda ciągle w Nas żyje i jest pielęgnowana. Czasem w lesie jak dobrze się wsłuchamy usłyszymy Królową, która woła puhu ! puhu !.
Dla poszukiwaczy Puszczańskich Legend polecam mój wpis: Skarby królowej Bony. „Zamczysko” i tajemniczy grób – Puszcza Kampinoska. https://bloganki.pl/index.php/2020/05/24/skarby-krolowej-bonyzamczysko-i-tajemniczy-grob-puszcza-kampinoska/ .
2 komentarze
Wozik77
Witam
Pani Anno. Pragnę napisać, iż w Pani tekstach o Puszczy Kampinoskiej znlazłem wiele ciekawostek, ktorych świadom do końca nie byłem. Jednym słowem pragnę dodać, że z chęcią przeczytałem artykuły na blogu i z pewnością tu będę zaglądał.
Widzę, że porusza się Pani także po miejscach w których i ja z chęcią bywam, tak więc puszczańskim pozdrowieniem – Do zobaczenia na szlaku !
Pozdrawiam
Wozik77
PS. http://biebrzanskieikampinoskie.blogspot.com/2019/10/wspomnienie-czyli-nie-rzucim-ziemi-skad.html
Anna
Oglądałam Pana zdjęcia i jestem pod ogromnym wrażeniem. Mam jednak wyrzuty sumienia bo ciągle sobie obiecuję, że wybiorę się na wschód słońca na Roztoke i ciągle brakuje mi czasu. Do zobaczenia na szlaku !!!! Pozdrawiam serdecznie.