-
SOS kampinoskiej nędzy. Z darami szwajcarskimi wśród powodzian.
„Brukowana „kocimi łbami“ droga prowadzi do gminy Kampinos. Na tę drogę skręcamy z szosy sochaczewskiej w Szymanowie i od razu zaczyna się inny świat. Dojrzewające żyto jest coraz lichsze, coraz rzadsze, jak włosy na głowie łysiejącego człowieka. Łysina — to słowo, które najlepiej pod każdym względem określa życie kilkunastu wsi zgrupowanych dokoła Kampinosu. Wieś o dwóch budynkach. Pierwsze cięgi dostała ta ziemia w r. 1944, gdy podczas powstania Niemcy z wściekłością przetrząsali kampinoskie lasy, chcąc z nich wyłowić oddziały partyzantów. Spłonęło wtedy doszczętnie kilka wsi, wyginęły setki ludzi, których rozstrzeliwano masowo na drogach i w wiejskich chałupach. Druga klęska spadła na tą ziemię w marcu bieżącego roku: powódź zatopiła cały dobytek…
-
Po drogach, którędy nieszczęścia szły parami. Tajemnica Stanisława Wieczorka.
„Kiedyś – zanim przez ziemie kampinoskie nie przeszła burza wrześniowa zanim nie poszarpały jej nieustanne walki partyzanckie i karne ekspedycje Niemców – zajmowała się ludność tutejsza przeważnie hodowlą bydła. Dużo było tu krów, dużo mleka i drobiu. Woziło się stąd mleko, ser, jaja na targ do pobliskiego Leszna, do Sochaczewa do niedalekiej Warszawy. Ziemia jest tutaj skąpa. Chleba nie rodzi. Dokąd okiem sięgnąć, ciągną się pastwiska, pachy i las. O zamożności nie decydowały tutaj morgi. Decydowały obory. Dziś – rzadko przywita cię po kampinoskich drogach gminnych porykiwanie krów. Spokojne i czyste są kilometry dróg, dzielących wioskę od wioski. Nie plamią jasnego piasku ciemne placki łajna krowiego. Nie unosi się w…
-
Przez bagna i piachy puszczańskie. Wandzia wraca do życia.
„O Wandzi Kurowskiej słyszałem już kiedyś przelotnie w Warszawie. Że gdzieś z kampinowskiego, bodaj, że w 1946 r. przywieziono do Warszawy 9-letnią wówczas dziewczynkę z ranami tłuczonymi na całym ciele. Zadane były przez opiekunów, którzy w ten sposób wyładowywali na sierocie swoje złe humory. Dziecko skierowano do „wioski szwajcarskiej“ i sprawa przycichła. Nie powracałbym do niej, gdybym, dziwnym zbiegiem okoliczności nie spotkał tej dziewczynki i to w rękach „tych samych „opiekunów“, którym w roku 1947 dziecko zwrócono. Kto popełnił to kary godne niedopatrzenie — nie będziemy dociekali. Dziewczynka jest już bowiem uratowana, Właśnie siedzi w Redakcji i za godzinę zostanie odwieziona do Domu Dziecka Warszawskiego WKOS-u w Konstancinie. I nigdy…
-
Problemy Puszczy Kampinoskiej. Od specjalnego wysłannika „Rzeczypospolitej”.
Kampinos w październiku. „Zaraz za Kampinosem, maleńką , wsią leżącą u skraju nadwiślańskiej puszczy, polna droga ginie wśród piaszczystych wydm. Motor samochodu warczy głucho. Wóz „stęka“, trzeszczy, chybocze na zakrytych piachem kamieniach, zapada po osie w gruncie i mozolnie posuwa się naprzód. Bezdroża wiodą w głąb Kampinoskiej Puszczy. Do największych spod warszawskich ośrodków leśnych prawie, że nie ma dostępu. Nieliczne wycieczki prowadzone przez przewodników PTK od wsi Kampinos wędrują pieszo wzdłuż linii granatowych znaków na drzewach, wytyczających najpiękniejszy wycieczkowy szlak. Ale to są — właśnie z przyczyn komunikacyjnych — zaledwie jakieś pierwociny turystyczne. Samochód wydostał się wreszcie na twardszą drogę, śmignął w mroczną aleję ograniczoną rzędami liściastych drzew. Pożółkłe liście…
-
W poszukiwaniu śladów przeszłości. Koloniści niemieccy z Kępy Kiełpińskiej.
Zawsze uważałam, że miejsca tworzą ludzie. W miejscach jest zapisana historia ludzi, tylko ja w przypadku Kępy Kiełpińskiej tej historii nie potrafię odnaleźć. W styczniu ubiegłego roku napisał do mnie Arnold Schmock, mieszka w północnych Niemczech niedaleko Bremy. Od przejścia na emeryturę zajmuję się badaniami genealogicznymi i stara się w ten sposób dowiedzieć czegoś więcej o pochodzeniu swoich krewnych. Rodzina Jego dziadka Gottlieb Schmock (Szmok) prawdopodobnie wyemigrowała z północnych Niemiec do Polski w XVIII wieku i mieszkała w dużym gospodarstwie rolnym na Kępie Kiełpińskiej do 1944 roku. Duża część rodziny urodziła się na Kępie Kiełpińskiej i okolicach i prawdopodobnie została pochowana również na miejscowym cmentarzu. Daty te częściowo potwierdzają metryki…
-
Toruń – w poszukiwaniu Ducha Świąt Bożego Narodzenia.
W Toruniu o poranku nie czuć jeszcze magii świąt, bo święta to przecież zapach pierników, zapach świeżo ściętej choinki i magiczny blask światełek. O 8:30 na dworcu Toruń-Miasto czuć jedynie zimny powiew wiatru na policzkach, palce u rąk zaczynają coraz bardziej marznąć. W poczekalni siedzi mężczyzna, mozolnie szuka czegoś w torbie, wygląda na bezdomnego. W jednej chwili dworzec się wyludnia, ludzie nagle gdzieś znikli, jakby rozpłynęli się w powietrzu. Miasto wydaje się być jeszcze senne, nieoświetlone, jedynie przy knajpkach rozbłysły pierwsze świąteczne lampki. W powietrzu czuć zapach świeżo pieczonego chleba. Jedne dzień w Toruniu – ciekawe miejsca, atrakcje: Zwiedzać Toruń można na różne sposoby. Przed świętami warto wybrać się na…
-
Wyprawa z Leszna przez „Babską Górkę”, Nową Dąbrowę nad Wisłę – Puszcza Kampinoska.
„Traktem Napoleońskim nazywamy w Puszczy drogę, która otoczona brzozami i pachnącymi łąkami ciągnie się na zapleczu dawnej bazy cyrkowej w Julinku. Na starych mapach XVIII wieku i mapach z początku wieku XIX w tym właśnie miejscu widać drogę wiodącą od Leszna poprzez wieś Grabinę ku Kazuniowi, drogę zapewne wąską i rozwidlającą się w wielu kierunkach. Nazwę swą otrzymała po klęsce cesarza Napoleona pod Berezyną, jak wiele innych traktów, którymi powracała rozbita armia. Tędy wędrowali francuscy żołnierze od Zakroczymia, Modlina i Nowego Dworu zdążając ku szosie błońskiej, która wiodła na zachód. Leśnymi drogami wlekli się przeważnie maruderzy, wśród nich nie spotykano Polaków. Puszcza pamięta jednak do dziś francuskich maruderów: obdartych, wynędzniałych…
-
Żydowski Kazimierz – najbardziej klimatyczna dzielnica Krakowa.
Kraków co roku przyciąga miliony turystów. Jedną z najciekawszych atrakcji bez wątpienia jest Kazimierz – dawna dzielnica żydowska. Holokaust zdziesiątkował społeczność żydowską Krakowa. Przed II wojną światową Żydzi stanowili tu 26% ludności. Dziś jest ich jedynie kilka tysięcy w mieście liczącym ponad 780 tysięcy mieszkańców. Przez prawie pół wieku powojennej historii wiele kamienic Kazimierza stało pustych i zaniedbanych, niektórym groziło zawalenie. Dziś dzielnica znowu wypiękniała. Jednym z katalizatorów zmian stał się organizowany co roju Festiwal Kultury Żydowskiej, ściągający artystów i tłumy uczestników z całego świata. „Pełno ich nigdzie”. Przywracanie pamięci o polskich Żydach w przestrzeni miejskiej. Europa wciąż zmaga się z pamięcią o milionach Żydów zamordowanych podczas Holokaustu i zniszczeniem…
-
„Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma” – spacer po Cmentarzu Starym Ewangelicko -Augsburskim w Łodzi.
Na Cmentarzu Starym Ewangelicko-Augsburskim spoczywają twórcy dawnej potęgi Łodzi przemysłowej: fabrykanci, przedsiębiorcy i kupcy, których w Polsce nigdy zbytnio się nie ceniło. Przybyli tu oni, bądź ich ojcowie, głównie z ziem niemieckich” Saksonii, Prus, Nadrenii, Wirtembergii, skuszeni nadzieją pracy i zysków. Pozostali tutaj na zawsze, tworzyli to miasto i wrastali w nie. W ciągu dziesiątek lat budowali łódzki przemysł i swoje rodzinne fortuny. Herman Ernest Guenzel był właścicielem najstarszego na terenie Łodzi zakładu sztukatorskiego o nazwie „Suck und Putzgeschaft”, działającego przy ulicy Miłosza 37 (obecnie ulica Mikołaja Kopernika). Własny zakład sztukatorski założył w 1877 roku. Był wykonawcą większości wnętrz w budowanych przez fabrykantów pałacach i elewacji. Pomnik jest przykładem motywu…
-
„… żeby łzy mogły budzić z grobu umarłych a miłość kruszyć śmierci wrota” – spacer po Starym Cmentarzu w Łodzi
W ciągu zaledwie tygodnia na Starym Cmentarzu w Łodzi pożółkły liście i kasztany zaczęły spadać z drzew. Wypatrywałam wiewiórek, bo przecież każdy cmentarz ma swoje wiewiórki. Dostrzegłam tylko burego kota, który siedział na jednym z pomników. Przypomniał mi się wtedy cmentarz na Starych Powązkach w Warszawie, tam stałym bywalcem jest czarny kot, łasi się do wszystkich, ten jest jednak inny, nie jest taki łaskawy, raczej z niepewnością patrzy na ludzi. Pierwszy raz byłam tu tydzień temu, powoli zapadał już zmierzch. Pamiętam, że zaskoczył mnie wtedy widok srok, latały nisko nad grobami, dość osobliwy widok. Teraz jest środek dnia, liście nieśmiało tańczą na wietrze. Promyki słońca ogrzewają mi twarz, w powietrzu…