Narty – Niemiecki obóz pracy w Puszczy Kampinoskiej.
Bardzo trudno mi przychodzi pisanie o rzeczach smutnych, słowa grzęzną w gardle. Jak znaleźć odpowiednie słowa, żeby opisać ból i cierpienie. Może pisząc o wojnie i niemieckich obozach pracy wystarczy cisza.
Popołudnie w Puszczy Kampinoskiej jest dziś wyjątkowo piękne, promienie słońca przedzierają się przez liście, sierpień – pełnia lata. W powietrzu czuć zapach suchej ściółki zmieszanej z ciepłym piaskiem. Cisza, nie słychać śpiewu ptaków, tylko od czasu do czasu suche gałązki trzeszczą pod kołami roweru.
Trasa: Leszno – Szymanówek (niebieski szlak) – Grabina (czerwony szlak) – Zamczysko (niebieski szlak) – Obóz pracy przymusowej w Nartach – Kampinos – Leszno (28,5 km).
Wyruszam niebieskim szlakiem w kierunku Szymanówka – bardzo go lubię. Miałam jechać przez bagna do Zamczyska, ale pomyślałam sobie, że warto kawałek zboczyć z trasy i odwiedzić samotną kapliczkę w Grabinie. Kiedyś kapliczka nie była taka samotna, stał przy niej drewniany krzyż, ale został przeniesiony do muzeum w Granicy.
Nieodłącznym elementem kampinoskiego krajobrazu są przydrożne krzyże i kapliczki, ja mówię na nie „Kampinoskie Maryjki” – bo chyba Maryjek jest w Kampinosie najwięcej. Często były stawiana na początku i na końcu wsi, na rozstajach dróg i w miejscach szczególnych, miały chronić przed chorobami, przed złem. Ludzie stawiali je w podzięce za coś albo prosząc o coś tak jak np. w Wierszach, tam bezdzietne małżeństwo postawiło kapliczkę z prośbą o potomstwo – stoi do dzisiejszego dnia. Są też i takie które upamiętniają ważne wydarzenia. Krzyż na Ławskiej Górze postawiono dla upamiętnienia Bitwy z roku 1863 pod Budą Zaborowską.
Kapliczkę w Grabinie postawił B. Racinowski w roku 1911 ,,na pamiątkę” – no właśnie, na pamiątkę czego ? Bolesław Racinowski urodził się w Grabinie 30 stycznia 1884 roku jako syn Józefa i Katarzyny z domu Wojcieska. 6 lutego 1910 roku w wielu 27 lat ożenił się z Józefą Małkińską. Ślub wzięli w pobliskiej parafii Leszno. Pierwsze ich dziecko – córka przychodzi na świat 24 marca 1911 roku. Rodzice nadają jej imię Anna. Narodziny pierwszego dziecka zawsze były czymś szczególnym. Najprawdopodobniej na tę właśnie pamiątkę Bolesław stawia tę figurę i nowy krzyż. Być może stał tutaj już stary krzyż który przy okazji odnowił. Znane są tego rodzaju przypadki z terenu puszczy. Kolejne dziecko, również córka przychodzi na świat dopiero 2 marca 1914 roku. Rodzice nadają jej imię Apolonia.
W Grabinie dojeżdżam do żółtego szlaku – skręcam w lewo i kieruje się w stronę lasu, tam ponownie skręcam w lewo w czerwony szlak i jadę przez Karpaty do Zamczyska.
Są dwa Zamczyska: Stare i Nowe, oba położone na północny zachód od Leszna, Stare Zamczysko znajduje się na pograniczu pasa wydm i bagien. Jest to wczesnośredniowieczne grodzisko mające kształt wysokiego, cylindrycznego pagórka, otoczonego dwoma pasami wałów i fos.
Z miejscem tym wiąże się kilka legend m.in. o zamku królowej Bony i o ukrytych skarbach; poszukiwano ich jeszcze po 1945 r. Grodzisko jest porośnięte przez starodrzew lasu mieszanego, w którym występują wszystkie gatunki krzewów i drzew rosnących w Puszczy
Na wale grodziska znajdowała się mogiła nieznanego żołnierza Armii Krajowej zastrzelonego w 1944 r. przez własowców (Rosyjska Armia Wyzwoleńcza).
Kilkaset metrów na północ od Starego leży Nowe Zamczysko. W czasie I wojny światowej Niemcy zbudowali tu wśród lasu tartak i połączyli go kolejką wąskotorową w Pisakami Królewskimi, gdzie była składnica drewna i punkt przeładunkowy. Pracował aż do utworzenia Kampinoskiego Parku Narodowego. Obecnie mieści się na jego terenie strażnica przeciwpożarowa i ośrodek szkolenia przyszłych oficerów pożarnictwa.
[Źródło: Lechosław Herz „Puszcza Kampinoska – przewodnik”, Oficyna Wydawnicza REWASZ, Pruszków 2012]
Przy Starym Zamczysku jest węzeł szlaków: Główny Szlak Puszczański (czerwone znaki), Południowy Szlak Krawędziowy (niebieskie znaki) oraz Kampinoski Szlak Rowerowy (znaki zielone). Najbliższy przystanek autobusowy znajduje się w Górkach (2,2 km, kursy tylko do Nowego Dworu) inne np. w Lesznie (7,1 km autobus 719 do Warszawy).
Ja jadę prosto niebieskim szlakiem w kierunku Nart.
Tuż za Zamczyskiem rozciąga się obszar ochrony ścisłej „Nart”, utworzony został w 1951 r. zajmuje 16,5 ha, Jego patronem został Stanisław Richter – nadleśniczy z Nadleśnictwa Kampinos oraz Kromnów. Był m. im. inicjatorem powstania cmentarza żołnierskiego w Granicy już w czasie wojny. Ten maleńki teren porośnięty jest przez najstarszy drzewostan sosnowy.
Niebieski szlak dochodzi do asfaltowej drogi, która prowadzi do Kampinosu, skręcam w lewo i jadę nią cały czas prosto. Po drodze mijam charakterystyczną kapliczkę – „Puszczańską Maryjkę”, opuszczone domostwa i stawy. Po lewej stronie widoczny będzie drogowskaz do dawnego Niemieckiego obozu pracy w Nartach.
Ksiądz Jan Twardowski w jednym ze swoich utworów powiedział:
,, krzyż przypomina nam drogę … Widzimy krzyże przydrożne, na które jesienią spadają liście, zimą śnieg, wiosną ciepły deszcz. Latem rzucają cień. Mówimy, „krzyżyk na drogę” – to znaczy „z Bogiem”. Krzyż jest drogowskazem. Można iść od krzyża do krzyża i jeszcze dalej. Nie jest nieszczęściem -jest drogą”.
Niemiecki obóz pracy w Nartach.
W pierwszej połowie 1940 roku warszawskie przedsiębiorstwo ”Inż. Stefan Frech” otrzymało zlecenie wykonania prac melioracyjnych na terenie Puszczy Kampinoskiej. W lipcu 1940 roku niemieckie władze okupacyjne skierowały do robót przygotowawczych 114 robotników z warszawskiego getta. W połowie kwietnia 1941 roku przybył kolejny transport około 700 warszawskich Żydów, ale tylko około 400 trafiło do obozu utworzonego w miejscowości Narty (ob. Józefów), resztę skierowano do obozu w Łazach Leśnych Oba obozy – podobnie jak wiele innych – podlegały Niemieckiemu Urzędowi Gospodarki Wodnej (Wasserwirtschaftsamt).
Teren obozu w Nartach otoczony był drutem kolczastym i strzeżony przez niemieckich wartowników. Wzniesiono w nim pięć prymitywnych baraków z trzypiętrowymi pryczami. Więźniowie pracowali w zimnej błotnistej wodzie przy budowie Kanału Olszowieckiego odwadniającego rozległe Olszowieckie Błoto. Ściśle biorąc kopali dwa koryta tego kanału rozgałęziające się pod Koszówką i Józefowem i łączące ponownie pomiędzy Kirszytajnowem i Lasocinem. Skrajne wyczerpanie w wyniku niedożywienia, wychłodzenia i przemęczenia powodowało liczne zgony. Strażnicy nie zezwalali na przerwy w pracy, zmuszali więźniów do nadludzkiego wysiłku, bijąc ich pejczami, kijami i kolbami karabinów.
Atmosferę terroru panującą w Nartach opisał Icchak Cukierman we wstrząsającym reportażu zatytułowanym W obozie pracy: „ Odwadniamy zabagnione pola (…) Stoimy w wodzie i łopatami wyrzucamy piasek na brzeg. Drobny deszcz kropi, ubranie przesiąka wilgocią (…) Głód trawi nas bezustannie. Rano dostaliśmy po kubku gorzkiej kawy, a 18 deka chleba dadzą nam wieczorem (….) Z sąsiedniego pola nadchodzą lagerszuce, walą kolbami (…) Krzyki wzmagają się (…) Ktoś podnosi się z rozbitą twarzą, inny z pokrwawiona szyją. Wpadają z powrotem do wody, chwytają łopaty i z sercem ściśniętym, szybkimi ruchami wyrzucają piasek (…) Lagerszuce stoją z nastawionymi karabinami (…) W biały dzień padło niespodziewanie czterech ludzi naraz i wieczorem pogrzebano ich w ziemi koło górki obok obozu, a nazajutrz wykopano osiem nowych grobów (…) Każdy dotyka swych zapadłych policzków i ze strachem patrzy na nowy cmentarz”.
Dzięki zorganizowanej przez księdza Stanisława Cieślińskiego z Kampinosu akcji pomocy wielu więźniów przetrwało, choć każdy mieszkaniec okolicznych wsi przyłapany przez Niemców na próbie pomocy żydowskiemu więźniowi był rozstrzeliwany wraz z nim.
Ze względu na niską wydajność wycieńczonych żydowskich robotników obóz został zlikwidowany pod koniec maja 1941 roku a więźniowe odesłani do getta w Warszawie. Co najmniej 53 ofiary obozu zostały pogrzebane w mogiłach na wydmach około 150 metrów za obozem, nazwanym z czasem „Trupim Pagórkiem” lub „Kadisznikiem”. Spoczywają tan do dziś.
Informacje o funkcjonowaniu obozu zawdzięczamy przede wszystkim rabinowi Szymonowi Huberbandowi, który przeżył pobyt w Nartach i przekazał spisane w jidysz relacje grupie Oneg Szabat. Włączone do Archiwum Emanuela Ringelbluma przechowywane są obecnie w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie. Oto wyciąg z relacji Huberbanda:
„Po dwóch tygodniach pobytu w obozie przybyła żydowska komisja lekarska przysłana przez Gminę (…) W momencie przybycia komisji na pagórku, to jest na obozowym cmentarzu było już 20 grobów.
W tym czasie przybyła też niemiecka komisja lekarska, która gruntownie zbadała warunki pracy, a szczególnie wyżywienie, które potem poprawiło się. Komisja sprawdziła tez przyczynę tak wielu przypadków śmierci i dała prawo żydowskiemu lekarzowi do zwolnienia wszystkich chorych i słabych z pracy. Żydowska komisja zbadała wszystkich i stwierdziła, że połowa z 400 obozowiczów jest niezdolna do pracy (…) Nad ranem komendant zabrał tych 200 Żydów zwolnionych przez lekarzy i wysłał ich do szczególnie ciężkiej pracy. Nazajutrz padał deszcz. Skutek był taki, że siedmiu spośród zwolnionych zmarło podczas pracy w ulewnym deszczu. Pogrzebano ich tak samo jak poprzednich, nie sprawdzając nawet nazwisk.
(…) Było nas 80 osób. Zaczęliśmy maszerować. Dzień był bardzo dżdżysty, ale my nie czuliśmy deszczu na drodze wyzwolenia ze śmiertelnego piekła. Kiedy byliśmy po drugiej stronie baraku, z daleka pożegnaliśmy się z pagórkiem, na którym leżą 53 ciała naszych kolegów, którzy zginęli rozstrzelani, zabici i zmarli. Maszerowaliśmy przez wieś. Ciepło żegnała nas cała chrześcijańska ludność. Obozowy lekarz J. Kahan powiedział nam, że gdy będziemy przechodzili koło domu, gdzie mieszka ksiądz, on nas pozdrowi, więc mamy odpowiedzieć ściągając czapki (…) Kiedy przechodziliśmy koło jego domu, ściągnęliśmy czapki a ksiądz odpowiedział kiwnięciem głowy. Wiele zawdzięczamy księdzu z Kampinosu. Niejeden z nas zawdzięcza swoje życie gorącym wystąpieniom tego świetlanego człowieka i jego nieznane imię na zawsze pozostanie w naszej pamięci.”.
Lubisz to co robię? Będzie mi niezmiernie miło jeśli wypijemy razem kawę.