Szopka, karuzela i osioł Franek. „Karuzela, karuzela na Bielanach”.
Las bielański na pewno pamięta czasy w których pierwsi mnisi kamedulscy Kongregacji Monte Corona zostali sprowadzeni na Polkowską Górę. Historia tego zgromadzenia zakonnego na terenach przy obecnej ulicy Dewajtis zaczyna się w 1639 r. kiedy to król Władysław IV Waza dokonał pierwszej fundacji na rzecz powstania pustelni położonej na skraju dawnej Puszczy Mazowieckiej. Drewniany kościół oraz domki pustelnicze zostały wybudowane jako wotum za zwycięstwo w kampanii smoleńskiej. Na kartach historii jako główni królewscy fundatorzy zapisali się także Jan Kazimierz oraz Michał Korybut Wiśniowiecki. Królewie za swoją dobroczynność zostali uwiecznieni na tablicach kommemoracyjnych, które znajdują przy wejściu do prezbiterium kościoła.
Budowa zespołu klasztornego odbywała się etapowo. Wraz z rozwojem zgromadzenia drewniane domki zamieniano na murowane eremy. Każda przebudowa eremu miała osobnego fundatora, poza królem dofinansowania dokonali miedzy innymi: królewicz Jan Kazimierz, bp Ferdynand Karol Waza, kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński, prymas Maciej Łubieński. Wdzięczni ojcowie kamedulscy za udział w budowie eremów uwiecznili fundacje w postaci herbów, dat i inskrypcji, które można zobaczyć na portalach bądź szczytach eremów. Ostatecznie w całym zespole zakonnym wybudowano trzynaście eremów z których ostatnie powstały prawdopodobnie na przełomie XVII i XVIII stulecia.
Szopka i karuzela powstały właściwie przez osła Franka. Najpierw miała pojawić się karuzela, którą miał obsługiwać zwierzak. Potem koncepcja uległa zmianie i trzeba było znaleźć miejsce dla osiołka. Szopka powstała więc poniekąd dla niego. – Osioł wszystko pociągnął za sobą – żartował Józef Wilkoń. – Ale Franek zrósł się z szopką. Bardzo lubi tę obecność i trochę zajmuje się figurami, podskubując je.
W październiku 2020 roku osiołek nie przetrwał burzy, był już wiekowy. Muł Franciszek II to nowy towarzysz oślicy Klary. Razem tworzą żywą szopkę bożonarodzeniową w Lesie Bielańskim. Franciszek zastąpił osiołka Franka, który przez lata był żywą maskotką Bielan.
Dzik, krowa, lew, nosorożec, pelikan i niedźwiedź zdobią oryginalną karuzelę, która kręci się obok pokamedulskiego kościoła Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny na Bielanach. Karuzelę zaprojektował artysta-plastyk Józef Wilkoń.
„Taki tłum, jak tu, taki szum, jak tu, to tradycja stara jak świat, i o śmiech tu lżej, więc się śmiej i śmiej, młodszy jesteś tu o wiele lat. Karuzela, karuzela, na Bielanach co niedziela, śmiechu beczka i wesela a muzyczka, muzyczka wam gra” – któż nie zna tej słynnej piosenki wykonywanej niegdyś przez Marię Koterbską.
Leśna karuzela jest nietypowa, jej twórcą chodziło o to, aby karuzela kojarzyła się z lasem. Dlatego też artysta-plastyk Józef Wilkoń we współpracy z góralami z Małego Cichego wyrzeźbili w drewnie na karuzeli różne zwierzęta. Aby pokręcić się na karuzeli dzieci zasiadają więc na dziku, krowie, lwie, nosorożcu i pelikanie. Na górze zaś umieszczono… ryby, a na samym szczycie bociana. W pobliżu karuzeli stoją natomiast żyrafa i niedźwiedź.
W każdą niedzielę we Mszy św. o godz. 11.00 w bielańskim kościele uczestniczy mnóstwo ludzi. Przyjeżdżają z całej Warszawy. Zawsze jest bardzo dużo dzieci. To przede wszystkim dla nich powstała karuzela.
„Taki tłum jak tu, Taki szum jak tu. To tradycja stara jak świat, I o śmiech tu lżej, Więc się śmiej i śmiej, Młodszy jesteś tu o wiele lat.
Karuzela, karuzela Na bielanach co niedziela. Śmiechu beczka i wesela, A muzyczka, muzyczka nam gra.
Jak przyjemnie Gdy świat kręci się wkoło. Świat cały – ty i ja, Ach jak przyjemnie, Że się jeszcze tych niedziel, Przed sobą tyle ma.
Karuzela, karuzela, Na bielanach co niedziela, Śmiechu beczka i wesela, Karuzela, karuzela Na bielanach tak co niedziela.
Karuzela, karuzela. Karuzela, karuzela, karuzela, karuzela… „
Maria Koterbska – „Karuzela”
„Za dawnych czasów (tak brzmi tradycja) las bielański był wielką puszczą i pochłaniał w sobie całą okolicę Warszawy, aż do Wilanowa, czyli drugiego wybrzeża Wisły. W kniei tej ogromnej, gdzie tury i żubry bujały stadami, podobnie jak wilki, niedźwiedzie i rysie, gdzie bobry miały liczne swoje legowiska, udzielni książęta mazowieccy polowali często. Jeden z nich, imieniem Kaźmirz, zapędzony za zwierzem, zabłąkał się i nie mógł trafić do swego orszaku. Wielce strudzony, pod wysoką górą napotkał zdrojowisko i zaspokoił piekące pragnienie, a wdarłszy się na szczyt góry, usnął pod starą sosną”
„Jak długo spał, nie pamiętał, ale gdy się obudził, otrzeźwiony promieniem słońca, usłyszał najprzód brzęk rojów pszczół dzikich, co liczne barcie miały w pniach odwiecznych sosen, a niedługo potem odbiło leśne echo po rosie kroplistej pieśń pobożną. Zerwał się na nogi, i niedaleko ujrzał małą kapliczkę drewnianą z modrzewia, a na jej progu modlącego się pustelnika, co w tej puszczy od dawna zamieszkał. Pomodlił się z nim razem, za jego przewodem wydostał się na drogę i wrócił szczęśliwie do Warszawy, gdzie go dwór niespokojnie oczekiwał. Książę opowiedział rzecz całą. Zaraz nazajutrz z dworem ruszył na powrót do puszczy, trafił łatwo do kaplicy, znalazł pustelnika, i hojnie go opatrzywszy, kazał naprawić kapliczkę już chylącą się do upadku. I odtąd to warszawianie zaczęli od pierwszych dni wiosny do jesieni nawiedzać Bielany, później zaś te pielgrzymki pobożne rozpoczynali od Zielonych Świątek. Zwyczaj ten odwieczny miał spowodować u króla Władysława IV, że tu wybrał miejsce na kościół i klasztor księży kamedułów. Na tym kończy się miejscowe podanie”
[*Źródło: Kazimierz Władysław Wójcicki „Tygodnika Ilustrowanego” numer 36 z roku 1860.]