Chaty jak malowane – Zalipie .
Na kolorowe chaty natknęłam się przez zwykły przypadek, szukałam ciekawych miejsc, wartych obejrzenia. Drewniane chaty, kryte strzechą, bielone i ozdobione w kwieciste wzory na zdjęciach wyglądały przepięknie. Większość z nich skąpana w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, wyglądają jak wyjęte z innego, lepszego, kolorowego świata. Uwielbiam skanseny, drewniane budynki i wiatraki, ale takich domów jak tam nie widziałam nigdzie. Niebieskie, drewniane domy są w Skansenie Ziemi Łowickiej w Maurzycach. Ale białych w kolorowe bukiety nie ma w żadnym innym regionie Polski. Nic dziwnego, że Zalipie nie dawało mi spokoju. Przy okazji pobytu na Ponidziu postanowiłam odwiedzić Małopolskę, odwiedzić kryte strzecha drewniane, białe chaty pomalowane w kwieciste wzory.
Gdyby tak wyglądały wszystkie chaty w Zalipiu byłoby tu pięknie. Drewnianych chałup i stodół w Zalipiu nie ma już wiele. A drewniane wyglądają najpiękniej. W drewnianych domach nikt już nie chce tu mieszkać, służą bardziej jako „płótno” malarskie, przyciągają też turystów. Chociaż w Zalipiu maluje się wszędzie i na wszystkim – pomalowano przedszkole, szkołę, pocztę – to najlepiej prezentują się właśnie malowidła na ścianach chałup. Kolorowe bukiety i kwiatowe festony zdobią ściany, obramowania okien i drzwi. Finezyjne, subtelne malunki coraz częściej pojawiają się także we wnętrzach. Upiększają piece, sufity, tworzą wymyślne kompozycje na ścianach,
Historia „Malowanej Wsi”
Historia wsi położonej na Powiślu Dąbrowskim nie jest znana. Do jej popularności przyczynił się na początku XX wieku Władysław Hickel. W 1905 roku w czasopiśmie „Lud” pierwszy raz zaprezentował światu zalipiańskie malowanki. Kolekcja, którą zebrał podczas badań nad twórczością zalipian, zdobi do dziś Muzeum Etnograficzne w Krakowie, które w 1939 roku zorganizowało pierwszą plenerową wystawę prezentującą malarską twórczość z okolic Zalipia.
Malowanki zalipiańskie nie mają wielowiekowej tradycji. Stały się popularne pod koniec XIX wieku, kiedy dymiące piece zastąpiono nowoczesnymi żelaznymi blatami. Początkowo kolorowe wzory pokrywały ściany pieców, potem izb, aż w końcu wyszły na zewnątrz. Po wojnie w 1948 roku, zorganizowano na fali promowania kultury ludowej pierwszy konkurs dla tutejszych malarek. Oceniano wówczas dekorację chałup i malowanki na papierze. Właśnie dzięki konkursowi, który od 1965 roku odbywa się co roku, tradycja malowania chałup nie zaginęła, a wręcz przeciwnie – rozkwitła. Bez wątpienia przyczyniła się do tego wielokrotna laureatka konkursu na malowaną chatę, Felicja Curyłowa (1904-1974), której pięknie zdobiony dom najchętniej odwiedzali turyści. Od 1978 roku jest on filią Muzeum Okręgowego w Tarnowie. W tym samym roku zbudowano „Dom Malarek imienia Felicji Curyłowej”. Tutaj swój talent szlifują nowe artystki i to właśnie na nich spoczywa dziś obowiązek podtrzymania tradycji.
„Dom Malarek”- jak zwiedzać Zalipie.
Przed „Domem Malarek” w Zalipiu cisza i spokój, wita Nas kot, który domaga się głaskania, kwitną już chabry , w koło stoją pięknie pomalowane ule, wieś wydaje się być jeszcze senna. Tu widać wolno płynie czas.
Zwiedzanie Zalipia najlepiej zacząć od „Domu Malarek” – tu dostaliśmy mapkę wsi, bo właśnie Zalipie to nie skansen, tylko wioska gdzie mieszkają i normalnie żyją w tych domach ludzie. Zwiedzamy nie skansen tylko podwórka właścicieli. I tu pojawia się pytanie i jak dla mnie dość spory problem. Dla mnie dom i „mój mały kawałek nieba” bo tak nazywam działkę na którem mieszkam to mój azyl. W nim czuje się bezpiecznie i wpuszczam do niego osoby, które znam, którym ufam. Delikatnie podpytuję się w sklepiku w „Domu Malarek” jakie panują tu zwyczaje, czy te domy można fotografować, czy należy zapytać o zgodę właściciela, czy trzeba zostawić symboliczną opłatę. Pamiętam jak zwiedzałam drewniany wiatrak na Podlasiu to właściciel dał mi do zrozumienia, że oczekuje zapłaty. Czuję się dość niezręcznie, więc domy oglądam zza ogrodzenia. Na jednej starej chacie wisi w oknie kartka, że zakaz fotografowania, sesje ślubne i zdjęciowe proszę dzwonić pod numer … – nie wygląda to zachęcająco.
Płatne jest tylko zwiedzanie Zagrody Felicji Curyłowej, bilet kosztuje 5 zł, niestety teraz z powodu pandemii, budynki są zamknięte, można do nich zajrzeć tylko przez okno, w zamian wyświetlany jest film.
W „Domu Malarek” można kupić pamiątki: kolorowe dzwonki, jajka, szkatułki, magnesy i inne drobiazgi”. Dzięki temu cząstkę Zalipia można zabrać ze sobą do domu. Mieszkańcy wsi są bardzo otwarci, niektórzy sami zachęcają do zwiedzania. A ich podwórka to istna paleta barw, Malują tu chyba na wszystkim co tylko się da, z misek wyczarowują muchomory, kolorowy misz-masz. Czasem mam wrażenie, że zbyt dużo tu tego i podwórko traci klimat. Wiadomo o gustach się nie dyskutuje, ale kolorowe kwiatowe kompozycje na drewnianych ścianach wyglądają pięknie, ale na murowanych budynkach już niekoniecznie.
Zalipie okazuje się być duże, rozciąga się w kilku kierunkach, zwiedzanie zajmuje minimum dwie godziny. Najlepszym rozwiązaniem jest rower, dla dzieci przyda się wózeczek. My trafiliśmy na bardzo słoneczny dzień, ciężko tu o odrobinę cienia.
Tak myślę czy wart tu przyjechać ? Trochę inaczej wyobrażałam sobie to miejsce, jednak zaglądanie do cudzych podwórek jak dla mnie to jest jednak problem. Wolę zapłacić za wstęp do skansenu, wtedy czuję się o wiele bardziej komfortowo. Kupiłam pięknie zdobioną drewnianą szkatułę, zabrałam dzięki temu kawałek Zalipia ze sobą, jak teraz na nią patrzę to myślę sobie ciepło o tym miejscu i o tych ludziach, o tradycji o talencie tych wspaniałych malarek. Byłam, zobaczyłam, a w życiu przeważnie jest tak, że świat wygląda trochę inaczej niż go sobie wyobrażamy, czy gorzej – tego nie wiem.
2 komentarze
Ewa
Zalipie od 3 lat jest na mojej liście wyjazdowej. Może w tym roku się uda.
Anna
Ewa znając Twój upór to wiem, że się uda.
Pozdrawiam ciepło
Anka