„Walka polsko-niemiecka o szkolę początkową w Królestwie”.- Koloniści niemieccy w Famułkach Królewskich.
„Jakby ustęp z fantastycznej powieści! My, tu, w Królestwie Polskiem, staczać musimy walki zacięte o szkołę elementarną z Niemcami. Na wolnej od władztwa pruskiego ziemi Polacy zniewoleni są bronić się przed zachłannością nacjonalistyczną Niemców! Nie, to nie do wiary, a jednak—tem smutniejsza— rzecz prawdziwa!
Z Niemcami społeczeństwo polskie w Łodzi prowadzi walkę bardzo ostrą i bardzo zaciętą, tam, jak wiadomo, idzie o ocalenie choć części szkół początkowych miejskich przed zamachami na nie mniejszości narodowej niemieckiej. Idzie o powstrzymanie zapędów germańskich, zmierzających ostatniemi czasy już nie do konserwowania języka i obyczajów zamieszkałych w Łodzi Niemców, ale do formalnego zdobycia miasta dla swoich celów politycznych.
Słynna sprawa podziału samowolnego kasy szkolnej miejskiej na niemiecką i polską i ogłoszenie, że każdy, kto nie zaprotestuje w komisji niemieckiej, a noszący nazwisko niepolskie, musi płacić podatek na rzecz uczelni germańskiej, nie znajduje równego, przykładu w dziejach Europy.
Nie dziw też, że gospodarka niemiecka w Łodzi spotyka się z jednomyślnem oburzeniem prasy polskiej. Sprawa szkolna w Łodzi słusznie staje się więc żywotną aktualnością chwili.
Rozważając wszechstronnie sprawę szkolną łódzką, niepotrzebnie jednak zapominamy jednocześnie o sprawie tej w całem Królestwie Polskiem, nie informując zgoła społeczeństwa, że walka z Niemcami o uczelnię początkową wre nie tylko w stolicy naszego przemysłu, ale w ogóle na obszarze całego kraju.
Nie masz w Królestwie Polskiem powiatu, którego by nie obsiedli koloniści niemieccy. Nie masz też prawie powiatu, gdzieby chłopi polscy nie walczyli z kolonistami o język wykładowy w szkole wiejskiej.
Akcja ta wre u nas Już od lat szeregu, ale prasa dziwnym zbiegiem pomijała ją najczęściej milczeniem, unikając należytych oświetleń. Dziś jednak, kiedy walka ze strony Niemców W Królestwie przybierać zaczyna coraz bardziej zaczepny charakter, nie czas chyba na dalsze przemilczania faktów.
Kraj nasz posiada kilkaset szkół początkowych, będących w ręku niemieckich. Ale olbrzymia ich większość nie utrzymuje się z funduszów, łożonych przez kolonistów; korzystają one z podatków ogólnych, wpłacanych do kas gminnych zarówno przez Polaków, jak Niemców.
Musimy zaznaczyć powszechną opinię społeczeństwa, że nie broni ona żadnej „narodowości na ziemi polskiej zakładać i utrzymywać własnych szkół narodowych. Będąc pozbawione dostatecznej ilości polskich uczelni elementarnych, społeczeństwo nasze nie może jednak godzić się na subsydiowanie lub utrzymywanie szkół niemieckich, będących wyrazem potrzeb drobnej części ludności w kraju naszym.
Tymczasem Niemcy koloniści żądają opłat na szkoły swoje od gminiaków polskich nie tylko w okolicach, gdzie stanowią poważniejszy liczebnie zastęp, ale w miejscowościach nawet, gdzie są tylko drobnym odłamem ludności wiejskiej.
Od kilku lat senat państwowy stale rozważa spory polsko-niemieckie w Królestwie o samowolne zawładnięcie przez Niemców szkołami początkowemi na wsiach. Sprawy to nad wyraz ciekawe.
Oto w gub. warszawskiej, we wsi Krzywa Góra, na mocy ukazu z 1864 r. włościanie otrzymali osadę szkolną przestrzeni 5 morgów 68 prętów wraz z budynkami z przeznaczeniem jej na użytek uczelni początkowej. Majątek ten szkolny zawładnęli niepodzielnie w swoje ręce koloniści niemieccy, nie bacząc wcale, że jest ich we wsi tylko 13, wobec ogólnej liczby włościan polskich 20.
Podobnie sytuacja przedstawiała się we wsi Famułki Królewskie, w pow. sochaczewskim. I tu za panów szkoły ogłosili się koloniści niemieccy.
W lutym 1906r. na zebranie włościańskie w owej wsi zgromadziło się 43 gospodarzy polskich z prawem głosu decydującego, domagając się podziału szkoły na katolicką i ewangelicką; przeciwko tej uchwale protestowało ze wsi Famułki 12 Niemców – kolonistów.
Jestem w posiadaniu odpisów tych uchwał niezwykle znamiennych, które w ostateczności opierają się zwykle o wyrok senatu, różne, nie zawsze korzystne dla interesów włościan polskich znajdując wyświetlenie prawne.
W bardzo wielu przypadkach senat odrzuca jednak skargi niemieckie na przejmowanie szkół w ręce polskie; uczelnie wraz z majątkiem ruchomym i nieruchomym zmieniają właścicieli, przechodząc w ręce większości narodowej. Ale nie wszystkie wsie u nas stać na kroki energiczne, opierające się aż o instancję petersburską.
Mamy w Królestwie setki gmin, które, nie bacząc na cel, na jaki łożą, opodatkowują się nadal na rzecz szkół niemieckich, dopomagając finansowo do dalszego umacniania się kolonistów w ich duchu pangermańskim.
Czy tak dalej być powinno? W kraju naszym znamy gminy polskie, które zgoła żadnej szkoły nie utrzymują, ale nie obce są nam w zamian przypadki, gdzie dla sześciu, wyraźnie sześciu kolonistów niemieckich gminy opodatkowują się na rzecz utrzymywania dla nich szkoły germańskiej!
Nikt zdrowo patrzący na rzeczy nie posądzi nas o chęci „gnębienia Niemców w Królestwie”, o czem już pisywał Herold petersburski, jeżeli odwoływać się będziemy do społeczeństwa, aby zajęło się raz wreszcie uregulowaniem sprawy, przyczyniając się do uwolnienia w drodze prawnej od obowiązków opodatkowywania włościan polskich na rzecz szkół, które wolno utrzymywać w kraju naszym Niemcom, ale w żadnym razie nie na koszt naszych kieszeni.
Przy podejmowaniu rozwiązania sprawy na widoku jednak mieć należy ściśle stronę prawną zagadnienia i na tej drodze szukać załatwienia kwestii. W kraju naszym bywały bowiem przypadki, że włościanie w przystępie rozdrażnienia siłą pragnęli zawładnąć szkołą niemiecką. W takich razach napadający byli ostro karani przez sąd koronny.
Nie możemy jednak przemilczeć faktów, że w wielu miejscowościach ludność niemiecka na wsi zachowuje się względem Polaków prowokująco, co nie przyczynia się zgoła do pokojowego rozstrzygania zatargów narodowościowych na tle walki o szkołę początkową.
Podsycanie antagonizmów niemiecko-polskich w pismach pruskich, licznie dochodzących rąk kolonistów w Królestwie, tem bardziej zaostrza sytuację i walkę czyni zaciętszą. Nie jest zresztą żadnym sekretem, że krokami Niemców tutejszych dyrygują często emisariusze pruscy, nawiedzający osady kolonistów tutejszych. Dla zamaskowania swej lojalności względem państwa, koloniści umyślnie prenumerują Gubernskija wiedomosti, a zdarza się czasem pod strzechą niemiecką ujrzeć nawet numery Russkoje Znamia. Jeżeli Niemcy nie tylko prenumerują, ale istotnie czytają ten organ, nie da się powiedzieć, aby mogli być więcej od pism hakatystycznych podjudzani przeciwko Polakom. Lektura taka może jedynie zaostrzać podrażnione już stosunki”.
Stefan Górski.
[Źródło: Kurjer Warszawski Rok 88 numer 117 Wtorek 28 kwietnia 1908].
Lubisz to co robię? Będzie mi niezmiernie miło jeśli wypijemy razem kawę.