W Warszawie czuć Magię Świąt ! Kim był migdałowy król ?
Przez wiele lat pracowałam w Warszawie trochę na Pradze ale głównie w ścisłym Centrum. Kilka lat na Nowym Świecie trochę na Starym Mieście. Wtedy nie doceniałam Warszawy. Miałam wrażenie, że w Warszawie świat gna, wszyscy gdzieś się śpieszą a ja gnam razem z nim. Teraz Warszawa wydaje mi się taka odległa, mogę powiedzieć, że odpoczęłam od niej. Z roku na rok przybywa nowych drapaczy chmur, czasem mam wrażenie, że nawet sam wiatr już się tu dusi. Mieszkałam kilka lat na Woli i bardzo lubię Wolę, ale i ona zaczyna się zmieniać, traci swoją indywidualność. W okresie świątecznym Warszawa jednak ciągle jeszcze czaruje, wydaje się, że trochę zwalnia, może to po części za sprawą pandemii.
Sobota, po południu, Warszawa spowita we mgle. W tym roku grudzień jest wyjątkowo ponury, dni są krótkie a słońce nie chce wyjść zza chmur, czuć wszędobylską wilgoć. Chyba najbardziej brakuje mi zimy, tęsknię za śniegiem. Bardzo lubię jak jest mróz i śnieg skrzypi pod nogami, marzną policzki .
Na Nowym Świecie o tej porze panuje bardzo mały ruch, Warszawa wydaje się być jeszcze senna. Już tak nie gna. Taką właśnie Warszawę lubię.
Na tyłach dawnego pałacu arcybiskupa Szczepana Hołowczyca, metropolity warszawskiego (wejście przez bramę od Nowego Światu 35 ) znajduje się kameralny ogródek, w którym stoi mało znana, naturalnych rozmiarów rzeźba jelenia. Obok siedzibę ma Polski Związek Łowiecki. Autorem posagu jest niemiecki rzeźbiarz Johann Robert Korn. Nigdy go wcześniej tu nie widziałam, a ponoć jeleń trafił do ogródka w latach 50-tych XX wieku.
Po drodze mijam grupkę osób, ubrani na biało, w szpitalne fartuchy, na twarzach mają białe maski, w magnetofonu leci pogrzebowa muzyka. Demonstracja przebiega bardzo spokojnie, policjantów jest na ulicach więcej niż samych demonstrujących.
Krakowskie Przedmieście wygląda pięknie. Na ulicach pusto, momentami mam wrażenie, że stolica nagle posmutniała, nie słychać rozmów, cisza, co jakiś czas słychać tylko szum przejeżdżającego autobusu.
Nawet ksiądz Jan Twardowski w samotności siedzi na swojej ławeczce i czeka z nadzieją, że może ktoś się do niego przysiądzie. Przysiądzie i razem powspominają święta.
Kiedyś w domach , także w miastach takich jak Warszawa ustawiano snopy zboża w rogu pokoju. Tradycja wiązała się oczywiście ze zwyczajami wiejskimi, dekorowania domu zbożem, słomą, sianem i sypanym na obrus ziarnem. Przyjęła się całkiem dobrze w Warszawie, bo wtedy też, (czyli w wieku XVIII) stolica miała charakter bardziej wiejsko-miejski. Jednak wraz z pojawieniem się w czasie zaboru pruskiego licznej mniejszości niemieckiej z jej ewangelickimi zwyczajami pojawiła się także choinka. Nie da się ukryć, że zawładnęła sercami Polaków. Warszawa była w tym temacie pierwsza w szeregu, reszta Mazowsza zaakceptowała zielone drzewko dopiero niecałe 100 lat później
[*Źródło: https://www.dziendobrywarszawo.pl/zapytaj-przewodnika-tradycje-swiateczne/ ]
Są pewne zwyczaje świąteczne, które kultywowane były w dawnej Warszawie, a dziś już o nich nie usłyszymy. Najlepszym przykładem są wybory migdałowego króla. Był to zwyczaj dotyczący dnia zamykającego okres świąteczny, a jednocześnie zaczynającego karnawał, czyli święta Trzech Króli. Wszyscy spotykali się wtedy podczas wieczornej wieczerzy, której dodatkową atrakcją był wielki placek z ukrytym wewnątrz migdałem. Komu dostał się kawałek ciasta ze schowaną w środku niespodzianką, ten zostawał migdałowym królem. Taka osoba mogła korzystać z wielu zaszczytów, ale sprawowała też ważne obowiązki, pełniąc funkcję duszy towarzystwa, wodzireja. Uszczęśliwione znalezionym migdałem młode panny traktowały ten znak jako wróżbę szybkiego zamążpójścia.
Innym zapomnianym zwyczajem świątecznym było obrzucanie księdza owsem na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana. Tradycja ta dotyczyła przede wszystkim polskiej wsi, ale można było ją zaobserwować również w warszawskich kościołach, choć już w XIX w. „Kurier Warszawski” podkreślał, że jest to tradycja ginąca i pielęgnowana wyłącznie na prowincji.
Jest jeszcze jeden zwyczaj już zupełnie zapomniany. Dawniej po zakończonej wieczerzy wigilijnej nie sprzątano ze stołu. Na stole pozostawiano napoczęte dania, resztki okruchy. Ba, nawet donoszono jeszcze na ten stół świąteczne potrawy i wódkę. Wierzono bowiem, że tej nocy nawiedzają nas osoby zmarłe i to właśnie dla nich były owe wiktuały.
[*Źródło: https://wawalove.wp.pl/boze-narodzenie-w-dawnej-warszawie-jak-je-obchodzono-6178489674528897a ]
Zaczyna po woli zapadać zmierzch, na ulicach robi się gwarno, Warszawa budzi się do życia. W stolicy rozbłysły już światełka, czuć Magię Świąt. Gorąca czekolada od Wedla smakuje wybornie, już nie czuć wilgoci, zrobiło się chłodniej. Syrenka wygląda bajecznie, mam wrażenie, że jak za dotknięciem magicznej różdżki znikły wszystkie troski i przez moment zapominałam o pandemii. Święta !!!!
Lubisz to co robię? Będzie mi niezmiernie miło jeśli wypijemy razem kawę.