„Puszczańscy Olendrzy” – Wilków nad Wisłą i Secymin Nowy.
Ciągnie mnie na Kampinoskie Powiśle, ciągnie mnie do „Puszczańskich Olendrów”. W maju jest tu wyjątkowo pięknie, pachnie bez i łąki są całe w kwiatach. Rumianki, chabry, maki, pełniki prężą swoje główki ku słońcu – wiosna w pełni. W niedziele nie widać tu turystów, cisza i spokój, wydaje się, że świat zapomniał o dawnych mieszkańcach o ludziach, którzy tu żyli i potrafili ujarzmić Wisłę – o Olendrach.
Z wielowiekową, złożoną historią Puszczy Kampinoskiej związane jest osadnictwo holenderskie. W XVIII wieku nazwa ta odnosiła się przede wszystkim do organizacji społecznej wzorowanej na dawnych koloniach holenderskich. Kolonistami nadwiślańskich terenów w Puszczy byli najczęściej Niemcy. Trudnili się rolnictwem, posiadali niezwykła umiejętność radzenia sobie z zalewami powodziowymi. To właśnie Oni nauczyli Polaków jak radzić sobie z wodą, jak użyźnić ziemię. Oprócz pracy na roli zajmowali się sadownictwem, hodowali krowy, z mleka wytwarzali przepyszne sery.
Cmentarz Olenderski (Olęderski) w Wilkowie nad Wisłą.
W centralnej części wsi po południowej stronie drogi znajduje się cmentarz olęderski, dojazd do niego jest bardzo dobrze oznaczony. Zachowało się na nim 17 cementowych grobów. Część z nich jest niestety uszkodzona. Najstarsze z nich pochodzą z 2 połowy XIX w. Jak większość cmentarzy ewangelików i ten funkcjonował do końca II wojny światowej. Ciekawostką jest fakt, że najwięcej grobów na tym cmentarzu należy do rodziny Brokop.
Na jednym z nagrobków (widocznym powyżej) znajduje się nowa tablica. Zastanawiałam się czy kogoś jeszcze tam pochowano. Okazało się, że jeden z potomków (Niemiec mieszkający we Wrocławiu) przywiózł tabliczkę dziadka właśnie tu, żeby był wśród najbliższych.
O cmentarz dbają mieszkańcy Wilkowa, porządkują groby, wycinają krzaki. Byłam tu dwa lata temu w Dzień Zaduszny na każdym grobie palił się znicz.
„Wśród ludności „olęderskiej” było też sporo Polaków. Sama nazwa „Olędrzy” przestała oznaczać narodowość. Określano nią raczej całe społeczności, ich swoistą kulturę i wyjątkowy – jak na warunki polskie – status prawny. Byli chłopami, ale wolnymi – nie byli związani pańszczyzną, dzierżawę udostępnionych im terenów opłacali czynszem.”
Około 500 metrów za cmentarzem znajdują się stare domy olęderskie pod nr. 15,17,29,21 i 24 (wszystkie po lewej stronie drogi). Dom pod numerem 15 pochodzi z początku lat 20 XX w. Został postawiony w konstrukcji wieńcowej, z drewna topolowego i dębowego. Węgły są łączone na rybi ogon z ostatkami. Budynek mieści pod wspólnym dachem dwie części : mieszkalną i gospodarczą (oborę). Część mieszkalna jest dwutraktowa, czteroosiowa z szerokim kominem umieszczony w centralnej części, aby ciepło równomiernie rozchodziło się po pomieszczeniach.
Pod numerem 20 znajduje się drewniany dom z 1924 roku, którego wnętrze jest podzielone na dwie części: mieszkalną i oborę. Do części mieszkalnej wchodzi się przez wysunięty ganek.
Tak mieszkali Olendrzy (Olędrzy) – dom typu Langhoff.
Patrząc na dawne osady Olendrów, sprawiają one wrażenie małych folwarków posadowionych na naturalnych lub sztucznych wzniesieniach wśród ogromnych sadów, otoczonych wiklinowymi płotami. Pola i drogi kolonistów wysadzone były wierzbami i grodzone plecionym płotami z młodych gałęzi wierzb.
Miałam dużo szczęścia, dzięki życzliwości właściciela, udało mi się zobaczyć od środka jeden z najlepiej zachowanych budynków olęderskich, znajdujący się w Wilkowie nad Wisłą pod numerem 21. Budynek pochodzi z 1929 roku (albo z 1923 roku – taką informację otrzymałam od zięcia właściciela) należał kiedyś do bogatego gospodarza o nazwisku Mandau. Budynek o konstrukcji wieńcowej, zbudowany jest z drewna sosnowego i dębowego z węgłami łączonymi na zamek i ozdobnie szalowanymi deskami.
Układ części mieszkalnej jest dwutraktowy i czteroosiowy z szerokim kominem usytuowany centralnie. Obok stoi stodoła. Posesja jest ogrodzona charakterystycznym płotem sztachetowym oraz plecionką z gałęzi wierzbowych.
Ten dom był scenografią w kilku filmach m.in. „Zgoda”, „Ludzie i bogowie” czy „Dzwony Wojny”. No i dom ma prawdziwy piec chlebowy – perełka.
Można wyróżnić dwa typy gospodarstw holenderskich. Pierwszy stanowi gospodarstwo wielkochłopskie, które na terenie nas interesującym powstawało sporadycznie, jak np. majątek kolonisty z Wilkowa Brokoppa, największego hodowcy koni w okolicy i najbogatszego gospodarza. Głównie powstawały one w pierwszym okresie kolonizacji w Prusach Królewskich i Książęcych, na dobrych glebach.
Drugim typem są kolonie zakładane w późniejszym czasie w górze Wisły, które były gospodarstwami małymi, mniej wydajnymi, biedniejszymi, bardziej rozdrobnionymi niż gospodarstwa duże.
Najwięcej zachowało się budynków mieszkalno – gospodarczych (określanych przez O. Kloeppela domami typu Langhoff) mieszczących pod wspólnym dachem część mieszkalną i gospodarczą złożoną z obory i stodoły, masowo budowanych na zasiedlanych terenach zwłaszcza przez kolonistów pochodzenia niemieckiego w XVIII i XIX w.
Rozplanowanie i funkcja takiego domu były ściśle związane z terenem, na jakim przyszło funkcjować gospodarstwom. Na skutek stałych, okresowych wylewów zaistniała konieczność budowania takiego budynku, który pomieściłby pod jednym dachem zarówno ludzi jak i zwierzęta, a także ich pożywienie.
Budynek mieszkalno-gospodarczy usytuowany był najczęściej wzdłuż koryta rzeki, w linii wschód-zachód lub północ-południe (rzadziej). Część mieszkalna umieszczona była od strony wschodniej – miało to praktyczne uzasadnienie, gdyż w wypadku wylewu wód fala powodziowa wymywała nieczystości z części gospodarczej na zewnątrz budynku, a nie do części zamieszkanej przez ludzi. Centralną część mieszkania zajmował system ogniowy, na który składały się: szeroki komin mieszczący w przyziemiu wędzarnię oraz piec chlebowy, dwie kuchnie oraz piece i ogrzewacze. Wykonany był najczęściej z cegieł (w najstarszych domach) oraz z kafli (zwłaszcza piec kaflowy w izbie). Wnętrze podzielone było przeważnie na cztery pomieszczenia (po dwie kuchnie i izby usytuowane wokół systemu ogniowego).
W większych domach napotkać można było od strony szczytu dwie dodatkowe izby, które pełniły funkcje reprezentacyjne. Często były one bogato zdobione – miały ściany malowane w kolorowe wzory o motywach roślinno-geometrycznych, a nawet, jak w jednej z chałup, bezpośrednio na balach ściennych namalowane zostały obrazy przedstawiające nadwiślańskie pejzaże. Mieszkanie oddzielone było od części gospodarczej swoistą śluzą-sienią i dwiema komorami, które zabezpieczały izby przed przenoszeniem do nich nieczystości oraz napływem niepożądanych zapachów. Przez centralnie umieszczone między dwiema komorami wejście wchodziło się do obory, w której wydzielone były boksy dla inwentarza żywego. Z zewnątrz, do części tej prowadziło kilka drzwi umieszczonych po obu stronach budynku. Za oborą usytuowana była stodoła z centralnie umieszczonym klepiskiem i dwoma sąsiekami. Do zachodniego szczytu bardzo często dostawiona była przybudówka, która pełniła rolę drewutni.
Osadnicy mieszkali w dwojakiego rodzaju osadach: rzędówkach i kolonijnych. Rzędówka była najstarszą formą zakładania osad holenderskich, które powstawały nad rzekami czy zbiornikami wód. Każdy z osadników otrzymywał wąski pas gruntu, w postaci smugi, biegnący prostopadle do cieku wodnego (rzeki).
Wieś budowana była na jednym końcu takiej smugi, w pobliżu wody. Poszczególne gospodarstwa łączone były drogą biegnącą w poprzek działek, wzdłuż rzeki (często wałem przeciwpowodziowym). Inaczej wyglądała wieś rozrzucona, lokowana najczęściej w celu wykarczowania lasu oraz również zagospodarowania nieużytków zalewanych okresowo przez wody rzeki (Kazuń). Zazwyczaj właściciel gruntu zezwalał osadnikom na wykarczowanie roli o określonej wielkości na pewnym większym obszarze lasu czy innego nieużytku, a każdy kolonista samodzielnie wybierał sobie miejsce dogodne na karczunek.
Grunty były w jednym kawałku, zbliżone do kwadratu lub wieloboku. Budynki lokowane były najczęściej pośrodku tych gruntów. Gospodarz osobną drogą łączył swe siedlisko z traktem głównym biegnącym przez osadę lub w najbliższej od niej odległości.
Secymin Nowy – kiedyś Secymin Niemiecki.
„Początkowo Olędrzy osiedlający się w Polsce pochodzili z Holandii, ale akurat w przypadku Puszczy Kampinoskiej należy mówić przede wszystkim o Niemcach, a także – co ciekawe – o Polakach. Potwierdzają to nie tylko niemieckojęzyczne inskrypcje na nagrobkach ale także nazwy miejscowości, tak jak choćby Dziekanów Niemiecki (oczywiście po II wojnie światowej zostały one zmienione)”.
Około 500 metrów za Sanktuarium Matki Bożej Radosnej Opiekunki Przyrody przy drodze wojewódzkiej po stronie południowej znajduje się nowy cmentarz parafialny. Po kolejnych 300 metrach przy posesji numer 43 biegnie droga prowadząca do starego cmentarze ewangelickiego usytuowanego w granicach Secymina Nowego.
Cmentarz został założony najprawdopodobniej w 2 połowie XIX wieku i działał, jak wiele takich cmentarzy na tym terenie do czasów II wojny światowej. Usytuowany jest na sztucznie usypanym wzgórzu między dwoma gospodarstwami. Najbardziej wyróżniający się nagrobek Ewy Getzke pochodzi z 1898 roku. Jest to żeliwny krzyż, który jest częścią kamiennego grobu. Według spisu zachowało się 28 nagrobków, wiele z nich należy do rodziny Peter.
Z przekazów ustnych wiemy, że przez dziesięciolecia Polacy i Niemcy, a także Żydzi żyli w sąsiedzkiej zgodzie, wzajemnie sobie pomagali. Np. Niemcy pomogli przy budowie kościoła katolickiego w Leoncinie, przywożąc zza Wisły kamień polny (mieli lepsze konie i wozy).
Niestety okres nazizmu hitlerowskiego i II wojna światowa zburzyły to sąsiedztwo. Dla nadchodzącej Armii Czerwonej nie było Niemców dobrych czy złych, przyzwoicie zachowujących się wobec polskich sąsiadów czy wrogo wobec nich. Był jeden „giermaniec” do gwałtu, mordu, łagrów, do robót w Kraju Rad.
Pod koniec II wojny światowej, po ok. 150-letnim okresie osadnictwa, koloniści niemieccy („olendrzy”) opuścili nadwiślańskie tereny Puszczy Kampinoskiej. Nie mieli innego racjonalnego wyjścia, by chronić swoje życie i rodziny. Pozostały opustoszałe wsie, świątynie, cmentarze, zagospodarowane wzorowo nadwiślańskie wybrzeża i inne tereny. Pozostał wpływ ich kultury rolnej na polskich wsiach. Pozostały przydrożne wierzby, charakterystyczny element w polskim krajobrazie.
Wisła – rzeka, którą ujarzmili Olendrzy (Olędrzy).
Zwiedzając Kampinoskie Powiśle zauważamy, że wciąż widocznym śladem po osadnictwie olęderskim są charakterystyczne pagórki (tzw. terpy), na których wznoszony były drewniane domostwa i budynki gospodarcze. Musiało to wyglądać niesamowicie, gdy podczas powodzi były one wyspami otoczonymi ze wszystkich stron wodą.
Osadnictwo olęderskie w rejonie Puszczy Kampinoskiej rozwijało się do około 1864 roku, gdy w życie wszedł ukaz carski znoszący pańszczyznę. Do tego czasu Olędrzy zasiedlali nie tylko dolinę Wisły (od Łomianek przez Kazuń po Wyszogród i dalej w kierunku Płocka), ale także tereny bagienne położone bardziej w głąb Puszczy Kampinoskie, np.: Miszory, Famułki czy Karolinów.
Pierwsza silniejsza fala odpływu Olędrów z tych terenów nastąpiła jednak podczas I wojny światowej. Rosyjski okupant traktował osadników niemieckich jako potencjalnych wrogów, wielu z nich zostało więc wówczas wywiezionych w głąb Rosji bądź też sami wyprowadzili się na zachód.
Nagłym końcem osadnictwa olęderskiego na terenach kampinoskich był koniec II wojny światowej.
Uwielbiam wracać na Powiśle Kampinoskie, to miejsce z klimatem oddalone od centrum Warszawy zaledwie 40 km. Cisza i spokój oraz życzliwi ludzie sprawiają, że nie chce się wracać do domu.