„Morowe Baby”, drewniane cerkwiska, czas zatrzymany w zegarach słonecznych – kawałek Podlasia, którego zapewne nie znacie.
Przygodę z Podlasiem rozpoczęłam od Krainy Otwartych Okiennic, nocowałam wtedy u Pana Leszka i u Pani Lidii Długołęckich w Ecosoce. Jeszcze do dziś pamiętam smak naleśników i babki ziemniaczanej jaką przyrządzała Pani Lidia. To byli wspaniali ludzie, pełni ciepła i życzliwości i to właśnie Oni sprawili, że zakochałam się w Podlasiu bez pamięci.
Najbardziej lubię okolica Bielska Podlaskiego i Hajnówki ja nazywam je „Drewnianym Podlasiem” to właśnie tam pełno jest kolorowych cerkwi, które dosłownie wyrastają z ziemi. Najpiękniej szumią łąki w okolicach Kaniuk, mieszka też tam wspaniały człowiek – rzeźbiarz ludowy Włodzimierz Naumiuk. Z kolei Ziemia Sokólska to dla mnie „Kraina Magii”, odnajdziemy tam świątynie z półksiężycem, zapomniane wiatraki i „Morowe Baby”. Całkiem inne jest „Nadbużańskie Podlasie”, mniej drewniane ale równie piękne. Odkrywam je małymi kroczkami i ciągle odnajduję tam coś nowego: zegary słoneczne, dawne wsie tatarskie, kobiety zaklęte w kamień i oczywiście drewniane cerkwiska.
Studzianka – dawna wieś tatarska z mizarem.
Studzianka to dawna osada tatarska. Do 1915 roku znajdował się tu meczet. Na północny-zachód od wsi, w lesie można odnaleźć bardzo dobrze zachowany cmentarz muzułmański – mizar, znajduje się na nim około 170 kamiennych nagrobków. Założony został po 1679 roku, użytkowany był do 1941 roku.
Na cmentarzu w Studziance pochowani są tatarscy żołnierze i ich rodziny. Nie brakuje także dziedziców, imanów (duchownych), sędziów pokoju, strażników celnych i tabacznych, radców, pisarzy, zarządców ziemskich. Najstarszy nagrobek pochodzi z 7 lipca 1772 roku. Ostatni pochówek miał miejsce w czasie II wojny światowej. Spotkamy tu charakterystyczne groby z półksiężycem i gwiazdą symbolem wiary islamu. Napisy są ryte w języku polskim, rosyjskim i arabskim (wersety z Koranu).
Kościół (dawna cerkiew unicka) pod wezwaniem Matki Bożej Różańcowej w Ortelu Królewskim.
Na południowy wschód w odległości około 15 km od Białej Podlaskiej nad rzeką Zielawą, na dawnym Trakcie Królewskim Wilno-Kraków leży Ortel Królewski. Ozdobą wsi jest najpiękniejszy drewniany kościółek na Podlasiu – „Perła Podlasia”.
Początki miejscowości sięgają XV wieku. Nazwa Ortel pochodzi od niemieckiego słowa „urtheil”, co oznacza cząstka ziemi przyznana komuś wyrokiem sądowym. W średniowiecznym prawie polskim „wortelami” nazywano wyroki sądów miejskich. W pierwszej połowie XVI wieku w dokumentach występuje nazwa Wortel lub Ortel. W 1501 roku wieś została nadana przez króla Aleksandra Jagiellończyka sekretarzowi Lewkowi Bohowitynowiczowi, za zasługi dla ojczyzny.
Rok 1657 to okres kiedy Ortel i okolice zostały złupione i splądrowane przez Szwedów i wojska Rakoczego. Za panowania króla Jana III Sobieskiego zamieszkali tu Tatarzy, którzy za zasługi wojenne otrzymali folwarczki.
Istniejąca we wsi świątynia wzniesiona została w 1706 roku, na miejscu poprzedniej, jest to cerkiew unicka p.w. Świętych Dawida i Romana, obecnie kościół p.w. Matki Bożej Różańcowej. Nad drzwiami świątyni do dziś zachował się napis: „za staraniem prezbitera tej cerkwi Teodora Bieleckiego, przez cieślę Nazara.”
Góra „Kamiennej Baby” – Neple.
W Neplach na najwyższym wzniesieniu ukryta pośród drzew stoi „Kamienna Baba”, krzyż swoim kształtem przypomina nieco postać kobiety. Tajemnicze „Kamienne Baby”, czy kamienne krzyże na Południowym Podlasiu od wielu lat rozpalają wyobraźnię historyków, regionalistów, krajoznawców czy po prostu mieszkańców tych ziem. Skąd się tu wzięły ?
Najprawdopodobniej podlaskie krzyże pochodzą z czasów słowiańskich. Nową wiarę przynieśli przybyli tu z południowego wschodu Rusini jak i z zachodu Polanie. Dawne wierzenia wśród mieszkańców z upływem lat zastępowała wiara w jednego Boga i krzyż. Z tego okresu pochodzą prawdopodobnie kamienne krzyże, nieliczne przekazy podają, że w okresie wczesnośredniowiecznym znajdowały się one na wzniesieniach, górując nad nizinnym krajobrazem.
Mówi się również, że być może do krzewienia nowej wiary wykorzystywano już istniejące pogańskie święte miejsca i znajdujące się tam posągi. Stanowić mogły one pierwotne, obiekty kultu w pogańskich świątyniach, które po przybyciu na te ziemie chrześcijaństwa zostały zaadoptowane przez misjonarzy na symbole nowej wiary. Z upływem lat zapomniano o ich pochodzeniu, aż wzrosły w lokalny krajobraz i do dziś rozpalają naszą wyobraźnię.
Jedna z legend głosi, że w kamiennym krzyżu zaklęta jest przez matkę panna młoda. Kamień powoli pochyla się ku ziemi i kiedy dotknie jej czołem, panna młoda ożyje.
Czas zatrzymany w zegarach słonecznych – Krzyczew (Szwajcaria Podlaska).
Czy da się zatrzymać czas ? Na Podlasiu wszystko jest możliwe, jedno jest pewne, tu czas płynie o wiele wolniej. W Krzyczewie znajduje się mocno zdewastowany dwór. Został wzniesiony prawdopodobnie w pierwszej połowie XIX wieku, zbudował go płk Wojciech Bogusławski, niektóre źródła datują go jednak na początek XX wieku.
Następnymi właścicielami byli baron Bruening , później rodzina Kuczyńskich (do 1944r.) Po wojnie mieściła się w nim strażnica WOP i szkoła. Potem przez dłuższy czas był nieużywany. Ostatni właściciel dworu – Stanisław Kuczyński, profesor Politechniki Łódzkiej, zmarł w 1990r. Jego syn mieszka w Kanadzie.
W 1990r. zespół dworski (murowany dwór z gankiem, lamus, czworaki i park krajobrazowy) przeszedł w ręce pana Witolda Rzeczyckiego z Warszawy – dyrektora firmy „Rzeczpol”. Po remoncie miał służyć jako restauracja.
Pan Rzeczycki jest miłośnikiem zegarów słonecznych, tworzy kolejne zegary będące replikami różnych ciekawych konstrukcji. Jak twierdzi, nie przewiduje zakończenia prac, bowiem ciągle będzie konstruował kolejne zegary. W zamyśle ma utworzenie „ogrodu czasu” i nieodpłatne udostępnienie go wszystkim zainteresowanym. Dwór i cały teren nie są ogrodzone.
Podlascy unici. Męczennicy z Pratulina.
Ziemia, na której leży Pratulin, pierwotnie była pokryta niekończącymi się lasami i mokradłami. W XI wieku napłynęła tu ludność pochodzenia rusińskiego, ale -jak to zwykle bywa w rejonach przygranicznych – także osadnicy z Mazowsza, a w pewnym okresie także Jadźwingowie. Pierwotnie miejscowość nazywała się Harnów, nazwą na Pratulin (od łacińskiego pratum – „łądka”) zmienił w 1732 roku kolejny właściciel dóbr, Józef Franciszek Sapieha.
Kościół parafialny pod wezwaniem świętych Apostołów Piotra i Pawła pod względem architektonicznym zbudowany jest w stylu późnego klasycyzmu, zgodnie z kompilacją projektów typowych dla słynnego architekta Chrystiana Piotra Aignera. W 1875 roku kościół został siłą przekształcony w cerkiew prawosławną i taki stan rzeczy utrzymał się do 1919 roku. Dziś pełni funkcję kościoła parafialnego i jednocześnie diecezjalnego sanktuarium błogosławionych Męczenników. Trzeba jednak zaznaczyć, że męczennicy zginęli przy drewnianej unickiej cerkiewce, wzniesionej w 1852 roku.
Janów Podlaski.
W Janowie Podlaskim warto spędzić przynajmniej pół dnia, ja byłam tylko przejazdem, wstąpiłam na pyszną lemoniadę. Janów Podlaski chyba każdy wie, że słynie ze stadniny koni, stąd też ta piękna fontanna. Modele rzeźb wykonał lokalny artysta Arkadiusz Markiewicz.
Stary Bubel.
W Starym Bublu przy samej drodze stoi drewniana stopa, myślę, że to fajny pomysł, na przyciągnięcie turystów. Warto pokręcić się po okolicy, żeby odnaleźć inne rzeźby.
Drewniany kościółek świętego Jana Ewangelisty ukryty jest pośród drzew. Jego remont wzbudzał niemałe emocje. Ksiądz Marcin Chudzik z Gnojna przygotował własnoręcznie lody i sprzedawał je po niedzielnej mszy, zarobił na tym 1200 zł. Pieniądze miały zastać przeznaczone na remont zabytkowego, prawie 300-letniego kościoła we wsi Stary Bubel. Na ten cel potrzeba ponad 260 tys. zł.
O całej akcji zrobiło się głośno, ksiądz nie spodziewał się, że sympatyczna akcja postawi na nogi sanepid w Białej Podlaskiej. Najpierw inspektorzy przeczytali o produkcji lodów w mediach. Interwencję wymusił jednak donos, na który musieli już oficjalnie zareagować. Nakazali zakończenie sprzedaży lodów, ze względu na amatorskie warunki produkcji. Niezłomny proboszcz, nie poddaje się jednak, ma inne pomysły na zbiórkę pieniędzy.
Dwór Zaścianek – Borsuki.
Dwór w Borsukach mijałam po drodze jadąc do Siemiatycz, wygląda bajecznie, wiem, że można wynająć tam pokój i zatrzymać się na kilka dni. Może kiedyś się uda.
Zalew Siemiatycze.
Siemiatycze bardzo lubię, ale mam takie odczucie, że są niedoceniane. Pojechałam tam kiedyś specjalnie, żeby odnaleźć sfinksy, ale o tym opowiem w oddzielnym wpisie. Warto się tu wybrać w upalne dni, żeby odpocząć nad Zalewem. Plaża miejska ma wyznaczone strzeżone kąpieliska, jest też drewniane molo i siłownia pod chmurką. Nie brakuje tu urokliwych knajpek ze smacznym jedzeniem i aromatyczną kawą.
Cerkiew pw. Ikony Matki Bożej Wszystkich Strapionych Radość – Tokary (Koterka).
W Tokarach na uroczysku Koterka zagubiona wśród przygranicznych lasów stoi drewniana cerkiewka. Pomalowana na niebiesko z dachem zwieńczonym trzema kopułami wygląda jak wyjęta wprost z rosyjskiej „ bajki „. Obok świątyni znajduje się studzienka ze źródlaną wodą wkoło „las drewnianych krzyży”.
We wsi Tokary znanej z dokumentów już z połowy XV wieku, od zarania jej dziejów istniała cerkiew prawosławna. W akcie z 1572 roku w którym Panowie Tokarewskije (….) Nadali wiecznymi czasy hruntu swojego spolnohona cerkow Ruskuju,Tokarewskuju, cerkiew nazywana jest starodawną. Świątynia stała na miejscu obecnej cerkwi parafialnej św. Michała z 1816 roku, która po ustaleniu granicy w 1948 roku pozostała po stronie białoruskiej. Po polskiej stronie granicy została natomiast cerkiew filialna pod wezwaniem Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość”, położona w leśnym uroczysku Koterka. Zadziwiające jest jej usytuowanie – leśne grzęzawisko z dala od siedzib ludzkich. Nawet bez specjalnej wiedzy odczuwamy niezwykłość tego miejsca. Historia powstaną cerkwi jest fascynującym świadectwem cudownego objawienia Matki Bożej, jak i głębokiej wiary miejscowej ludności.
Wszystko zaczęło się w 1852 roku, kiedy Eufrozyna Iwaszczuk z Tokarów, w trzecim dniu Św. Trójcy udała się na uroczysko Koterka zbierać szczaw. Nagle ukazała się przed nią nieznana kobieta, która oznajmiła, ze w dzień święty ustanowiony przez Boga ludzie powinni świętować, nie pracując i aby wraz z miejscowym proboszczem procesjonalnie zanieść i ustawić krzyż i modlić się o przebaczenie grzechów. Widzenie trwało krótko, po czym Eufrozyna szybko pobiegła do wsi, by o cudzie oznajmić duchownemu. Nie miała wątpliwości, że widziała Matkę Bożą, która powiedziała również proroctwo, że za grzechy ludzie będą ukarani morowym powietrzem. Tak też proboszcz cerkwi ojciec Szymon Budziłowicz z parafianami uczynił. Wieść o objawieniu błyskawicznie rozeszła się po szerokiej okolicy. Ma Koterkę jak mówią źródła, codziennie przybywało tysiące pielgrzymów nie tylko prawosławnych. Zanotowano wiele cudownych uzdrowień, między innymi właścicielki Wilanowa Elżbiety Protasawskiej. Asesor Piotr Zalewski, brat właściciela jednej z części Tokar, prowadził nawet zeszyt z opisem cudów. Po pięciu miesiącach władze cerkiewne postanowiły bliżej zbadać sprawę wiarygodności objawienia na Koterce i nakazały przenieść stąd krzyż. Gdy jednak go wyjęto, z dołu zaczęło tryskać źródełko, do dziś znajdujące się przy cerkwi. Obmycie się wodą ze źródełka przynosi ulgę w cierpieniach, a ludzi głębokiej wiaty nawet całkowicie uzdrawiało. Wierni jeszcze bardziej zaczęli podążać na święte miejsce.
Niebawem spełniły się słowa Matki Bożej – w 1855roku na Podlasiu szalała straszna epidemia cholery. Tu również szli ludzie prosząc Boga o uzdrowienie. Pielgrzymi bardzo często przynosili ze sobą krzyże ofiarne. Był rok 1906. Dzieci tych, którzy stawiali pierwsze krzyże na Koterce, wraz ze swym duchownym ojcem Konstantym Sawiczem, zwrócili się do hierarchii o zezwolenie na odbycie procesji na święte miejsce. Ku ich radości, biskup grodzieński Michał na procesję zezwolił, co więcej, zaproponował, aby procesje wyruszyły również z sąsiednich parafii. Wspólna procesja odbyła się w trzecim dniu Św. Trójcy, będąc wielkim triumfem wiary. Informacja o święcie w Tokarach doszła do biskupa, który zezwolił na budowę na Koterce cerkwi. Od tego czasu jeszcze więcej pielgrzymów z powiatów brzeskiego i bielskiego przybywało do „świętego miejsca”. Notowano liczne uzdrowienia, wśród których najbardziej znane było wyleczenie śmiertelnie chorej Anny Briancewej z Kazania, która potem stała się jedną z głównych fundatorek świątyni. Gdy zebrano liczne datki, parafianie zdecydowali wznieść świątynię.
Pierwszymi ofiarodawcami byli leśnicy. W latach 1908 – 1910 na budowę cerkwi przekazali 284 sztuki dorodnych sosen, Po zatwierdzeniu planów, 19 maja 1909 roku na trzeci dzień Św. Trójcy położono kamień węgielny, by następnie rozpocząć budowę.
Nie lada zadaniem było budowanie pokaźnej cerkwi na terenie bagiennym. Budowniczowie świetnie jednak poradzili z problemem, o czym mimo upływu lat świadczy stateczna budowla bez najmniejszych śladów pęknięć, co dla niektórych nawet dziś jest świadectwem Bożej Opieki. Zwraca uwagę również dokładność wewnętrznego i zewnętrznego wykończenia świątyni. Cerkiew została wyświęcona 29 lipca 1912 roku przez archimandrytę Serafima z monasteru w Jabłecznej.
Od 28 maja 1948 roku, gdy zamknięto granicę, a wieś Tokary podzielono na połowę, stara cerkiew z cmentarzem pozostały za granicą. Cerkiew na świętym miejscu spełnia rolę świątyni parafialnej. Obecnie do parafii należą trzy wsie: Tokary, Wilanowo i Klukowicze. W niedzielę i święta podążają tu parafianie, zaś na trzeci dzień Św. Trójcy oraz święto ikony patronalnej (6 listopada) również pielgrzymi z odległych miejscowości. Chętnie odwiedzają to miejsce turyści różnych wyznań zarówno z kraju jak i zagranicy, zachwycają się architekturą cerkwi, modlitewnym spokojem miejsca, bogactwem przyrody oraz zdrowym klimatem okolicy. Nabierają wodę ze źródełka dla siebie lub swoich bliskich będących w chorobie. Urok tego miejsca powoduje, że nawet krótkie w nim przebywanie skłania do refleksji i modlitwy dając spokój, ukojenie i duchową radość.
Lubisz to co robię? Będzie mi niezmiernie miło jeśli wypijemy razem kawę.