Malta – Valletta i Popeje Village. Gdzie autobus zawiezie i nogi poniosą – zwiedzania dzień 10
Ostatni dzień zwiedzania. Pogoda super, słoneczko świeci. Pojechaliśmy autobusem nr 42 do stolicy (koszt biletu 1,50 EUR-o w sezonie zimowym, ważny 2 godziny) w planach mieliśmy zakup pamiątek , ale Valletta ma tyle do zaoferowania, że minął Nam cały dzień.
Stolica wydaje się być jakaś inna, już nie wita Nas odświętnie już nie jest tak kolorowo, jak w trakcie obchodów upamiętniających rozbicie się statku Świętego Pawła u wybrzeży Malty 10 lutego. Miast wydaje się być jakieś senne, nie widać tłumu turystów. Można w spokoju delektować się pięknymi kamienicami z charakterystycznymi kolorowymi balkonami. Teraz dopiero widać piękne kapliczki i postacie Świętych, wyrzeźbionych z taką precyzją, że mamy wrażenie, że są żywe i strzegą miasta.
W pobliżu Dolnych Ogrodów Barrakka znajdują się malowniczo usytuowane domki rybaków. Nie wiem jak to się stało, że wcześniej ich nie zauważyliśmy, może ukryły się przed światem. Wyglądają jakby wyrastały ze skał. Usiedliśmy nad brzegiem, chcieliśmy trochę odpocząć. W powietrzu czuć zapach morza, z domków rozchodzi się aromat świeżych ryb.W koło słychać rozmowy domowników. Spotkaliśmy też wygrzewającego się na słońcu kocięta. Miejsce tak bardzo inne niż cała Valletta.
W sumie to jest Nasz 10-ty dzień pobytu na Malcie, aż nie chce się wracać do domu. Myślę, że jeszcze z tydzień mogłabym tu zostać. Sporo miejsc można jeszcze odwiedzić, do wielu kościołów można zajrzeć. Wyspa nie jest wcale taka mała jak twierdzi wiele osób. W lutym dzień jeszcze jest krótki, słońce zachodzi około 17:30. Ulice są wąski i kręte, więc sporo czasu zajmują dojazdy w dane miejsce. Komunikacja działa bardzo sprawnie i można dojechać praktycznie wszędzie. Na początku tylko trzeba się przestawić na ruch lewostronny.
Później wybraliśmy się do Popeje Village, ale byliśmy ok 17-tej a ostatnie wejście jest o godzinie 16-tej, widoki fajne, ale nie wiem czy warto tam wchodzić.