A gdyby tak zatańczyć jeszcze raz …..
Koniec lata, ostatnie dni ciepła, pogoda po woli robi się kapryśna, na przemian raz chmury raz słońce raz deszcz. Jesień zbliża się wielkimi krokami. Kocham Polską Złotą Jesień za kolorowe liście, fioletowe marcinki, poranne mgły i babie lato. Ta pora roku, jak żadna inna przypomina mi o przemijaniu i o tym jak bardzo trzeba cenić życie.
Mamino, maleńka wioska na Mazowszu a dokładnie na Kurpiowszczyźnie. Zanim zdążyliśmy zobaczyć pierwsze domy powitał Nas widok wiatraka, poltraka. Stoi tu dumnie wśród kolb kukurydzy, skąpany w chmurach.
Przy samym wjeździe do miejscowości, tuż za tablicą Mamino stoją cztery krzyże, dwa po prawej i dwa po lewej stronie. Przypomina mi to trochę historię wioski Soce znajdującej się na Podlasiu.
Na każdym wyjeździe do wsi stoją tam kamienne krzyże, wszystkie z taką samą datą 1895 r. Legenda głosi, iż pod koniec XIX w. Soce nawiedziła epidemia. Śmierć zebrała wówczas potężne żniwo. Zmarłych, których nie nadążano grzebać na cmentarzu parafialnym w pobliskich Puchłach, zakopywano w lesie.
Wtedy to jeden z mieszkańców Soc usłyszał we śnie głos nakazujący pozostałym przy życiu mężczyznom sporządzić w ciągu jednej doby kamienne krzyże i postawić na czterech końcach wsi, kobietom zaś połączyć je uprzędzoną w tym samym czasie nicią. Polecenie wykonano i stał się cud zaraza ustąpiła.
Po prawej stronie stoją dwa drewniane krzyże, przystrojone wstążeczkami i kwiatkami, najstarsi mieszkańcy wsi mówią, że zostały najprawdopodobniej postawione po epidemii cholery.
Tu po lewej stronie, obok wysokiego drewnianego krzyża, stoi mniejszy, murowany. Postawiony w 1920 roku przez mieszkańców wsi na pamiątkę odzyskania niepodległości przez Polskę, co przypomina wyryty napis.
Nieopodal w polu stoi samotny wiatrak. Wiatrak bez skrzydeł.
Z boku pola widać wyjeżdżoną polną drogę, prowadzi do budynków gospodarczych, dolej jest tylko łąka. Środek dnia, nikogo nie widać. Trawa momentami sięga prawie po kolana, czuć lekką wilgoć, parę minut temu kropił jeszcze deszcz.
Przy wiatraku leżą kupki wywalonego niedawno obornika, cisza i spokój.
– Mamo, mamo, podoba Ci się ten wiatrak ?
– Bardzo, bardzo Synu.
Profesor Jan Święch (najwybitniejszy specjalista w dziedzinie wiatraków) uważa, że wprawdzie cieśla powołuje wiatrak do życia ale to młynarz nadaje mu charakter. Całkowicie się z Nim zgadzam, wiatraki to nie są zwykłe drewniane budynki. One też mają duszę.
W dwukondygnacyjnym wiatraku można było dojrzeć zarys ludzkiego ciała. Funkcję kręgosłupa spełniała masywna, pionowa belka, utrzymująca całą konstrukcję i pozwalająca obracać bryłę o 360 stopni. Palce, czyli tryby w kole młyńskim, służyły uruchomieniu kamieni mielących ziarno. Ramionami były śmigi. Jako podobny człowiekowi, nie mógł być budowany, był powoływany do życia. Trwało to rok, ale drewno ścinano już 2−3 lata wcześniej. I już wtedy gospodarz wybierał odpowiednie miejsce, zwykle na jakimś wzniesieniu. Musiało być wietrzne, bo w sezonie nie można było sobie pozwolić choćby na dzień postoju. (…)
Najważniejszym momentem było budzenie do życia. Do wiatraka wchodził cieśla z młynarzem i pokazywał mu, jak działają poszczególne mechanizmy. Ta inicjacja kończyła się poświęceniem i nadaniem imienia.
Chrzest wiatraka to był pierwszy przemiał zboża, otrzymana mąka nie była wykorzystywana tylko rozsypywano ją na młynisku. Miało zabezpieczyć to młynarza i jego rodzinę przed złymi mocami. Żona młynarza, kiedy ten wychodził do pracy, wrzucała z kolei starą miotłę do palącego się pod kominem ognia. Miotła – atrybut czarownicy – miała sprowadzić na okolicę wiatr, niezbędny do poruszania skrzydeł.
Codzienna praca w młynie rozpoczynała się od powitania, przebudzenia.
„Polegało ono na podchodzeniu przez młynarza do wszystkich ważniejszych urządzeń, dotykaniu ich lub poklepywaniu oraz wypowiadaniu odpowiednich formułek powitalnych. Następnie młynarz wychodził na zewnątrz wiatraka i obchodził go dookoła, przy każdej ze ścian wypowiadając te same słowa. Kiedy młyn był gotowy do pracy, młynarz wchodził na drugą kondygnację, stawał przed złożeniem kamieni młyńskich i odmawiał krótką modlitwę.”
Młynarzom bardzo często przypisywano magiczne zdolności, potrafili oni przecież uruchomić młyn za pomocą niewidzialnego wiatru. Bardzo dobrze przewidywali też, z której strony będzie wiał wiatr, tak, żeby w odpowiednim kierunku ustawić młyn.
Młynarzy z wiatrakami łączyła szczególna więź. Wiatraki pracowały cały rok, nierzadko młynarz spał w wiatraku. Rozmawiał z nim, znał go jak własne dziecko, wiedział dokładnie co mu dolega, wystarczy, że wsłuchał się w jego odgłosy, potrafił go naprawić.
Gdy młynarz umierał, trumna musiała najpierw podjechać pod wiatrak, którego skrzydła ustawiano wówczas na znak krzyża. Zdarzało się też, że to wiatrak – spalony, zburzony czy przewrócony – kończył swój żywot jako pierwszy. Nigdy w tym miejscu gospodarz nie stawiał nowego. To był wyraz szacunku dla członka rodziny, i to najważniejszego, bo dającego utrzymanie(…).
– O wdzięczności gospodarz nigdy nie zapominał. W Wigilię wchodził do wiatraka i dzielił się z nim symbolicznie opłatkiem, wrzucając go między kamienie młyńskie.
[*Źródło: „Gdyby Cervantesowski Don Kichot wiedział co nieco o naturze wiatraków, może nie musiałby z nimi walczyć”. Mariusz Karwowski ]
Dziś wiatrak jest zabytkiem bez skrzydeł. Skrzydła zostały podobno zdjęte w 1963 roku, gdy prowadzono linię energetyczną. Mieszkańcy wsi zastanawiają się, skąd wziąć pieniądze, by znów zawisły na okaleczonym wiatraku.
– To był kiedyś jeden z najpiękniejszych wiatraków na Mazowszu – wspominają starsi gospodarze. – A mąka z niego była wspaniała.
Nie ma nic bardziej magicznego niż widok pracującego wiatraka, a najlepiej kilku, wyglądają wtedy jakby unosiły się w tańcu, jakby chciały poderwać się do lotu.
Może i ten doczeka się kiedyś, że rano, jak tylko wzejdzie słońce i nieśmiałe promyki słońca zaczną powoli ogrzewać jego nowe skrzydła, przyjdzie młynarz, przywita się z nim ciepło i wyruszą razem w swój magiczny taniec ……
Lubisz to co robię? Będzie mi niezmiernie miło jeśli wypijemy razem kawę.
2 komentarze
Piotr
Cześć, fajnie się to czyta. Z Ciekawostek moj dziadek był synem właściela tego młyna i opowadał mi o historii oraz o tym jak Rosjanie ich z tamtąd pogonili. Szkoda ze niszczeje ale zabtek piękny
Ania
Dzięki wielkie za miłe słowa i kawałek własnej historii.
Pozdrawiam ciepło
Anka