Odchodzi zima z Puszczy Kampinoskiej. Stogi siana i wierzby głowiaste – malowniczy krajobraz Mazowsza.
Krajobraz to nie tylko to, co widzimy. To szum sosen, kumkanie żab, plusk fal, klekot bocianów. Zapach skoszonej trawy, mokrej ściółki w lesie, nagrzanej kory.
Wierzby głowiaste, charakterystyczne stogi siana, mozaika pól i pastwisk – to cechy tradycyjnego mazowieckiego krajobrazu, dość dobrze zachowanego jeszcze na terenie Kampinoskiego Parku Narodowego i w jego otulinie.
Dziuplaste, świecące próchnem, rosnące na mokradłach wierzby od zawsze pobudzały ludzką wyobraźnię. lokowano w nich diabły i skarby. były bramą do tamtego świata. ale też od niepamiętnych czasów wierzbę uznawano za roślinę wiecznie miłującą życie i za jeden z ważniejszych atrybutów wiosny. wierzba kojarzy się także z inspirowaną ludową nutą muzyką Fryderyka Chopina. to symbol romantycznej natury Polaków, krajobrazu zarówno polskiego, jak i pozostawionego przez Olendrów.
Śpieszmy się kochać krajobrazy.
Wierzba uważana jest za najbardziej „polskie drzewo”. Choć kiedyś ogławianie wierzb zakorzenione było w tradycji, dziś wierzby głowiaste powoli odchodzą do historii. Coraz mniej gospodarzy sadzi „żywokoły” na swoich miedzach, coraz mniej jest miedz, właściciele istniejących szpalerów często sami nie są już na siłach, aby ogławiać znajdujące się na ich gruntach wierzby.
W wielu miejscach, między innymi na Mazowszu, tradycją było przeprowadzane co kilka lat jej głowienie. Pozyskiwano w ten sposób drewno na opał. Z większych gałęzi przygotowywano żywokoły. Wykorzystywano, by stworzyć nowe wierzby głowiaste wzdłuż ścieżek lub dróg, a czasem też na ogrodzenia.
Wierzby nie ogławiane przez 5 i więcej lat, mające pędy o grubości ponad 30 cm, na skutek dużego wiatru lub pioruna, kruche, posiadające duże ilości soków łatwo się rozłamują, po czym obumierają.
Ogławianie to regularne cięcie, polegające na usunięciu wszystkich pędów z wierzchołka drzewa. W jego wyniku pień przyrasta, tworząc wyjątkowy kształt zwany wierzbową głową.
Są zwolennicy i przeciwnicy ogławiania drzew, jedni twierdzą, że to okaleczanie drzew i że skraca ich żywotność, drudzy uważają, że wręcz przeciwnie. Najważniejsze, żeby robić to w odpowiedni sposób, systematycznie i o odpowiedniej porze. Ja z tradycją nie będę dyskutować.
W Aleksandrowie możemy podziwiać widok typowy dla kośnych łąk puszczańskich: stogi siana, lokowane przeważnie na wzniesieniach terenu i dodatkowo – by nie zmokły – na gałęziach ułożonych wokół pionowej żerdzi zwanej “królem”. Cieszą oko, najpiękniej wyglądają jak spowija je poranna mgła. Z upływem lat coraz mniejsza część łąk jest koszona i zapewne niedługo te sienne “królestwa” odejdą w przeszłość.
Co z wierzbami mają wspólnego Mennonici (Olędrzy).
W polskiej kulturze ludowej wierzbę uważa się za drzewo, które jako pierwsze budzi się do życia po zimowym uśpieniu. A swoją pobudkę oznajmia, wypuszczając bazie, powszechnie zwane też kotkami. Gałązki te są podstawowym składnikiem palmy wielkanocnej wykorzystywanej z kolei w wielu obrzędach i praktykach magicznych. Zdaje się, że użyteczne w życiu codziennym właściwości wierzby zauważyli i upowszechnili Olędrzy.
Historię osadnictwa holenderskiego (olęderskiego) na ziemiach mazowieckich można podzielić na kilka etapów. Osadnictwo to wiąże się ściśle z dziejami współczesnej Warszawy, przede wszystkim części północnych granic Ziemi Warszawskiej oraz centralnej części miasta związanej bezpośrednio z doliną Wisły. W 1628 roku pierwsi osadnicy olęderscy przybyli na Saską Kępę, zwaną wtedy Kaczą Kępą oraz do Holendrów Baranowskich (1645 r.) pod dzisiejszym Żyrardowem.
Druga faza to etap intensywnego osadnictwa plęderskiego obejmujący okres od drugiej połowy XVIII wieku do połowy XIX wielu. Na tereny Mazowsza napływali koloniści z Flandrii, Fryzji i Niemiec. W ciągu 100 lat zasiedlili lun stworzyli ponad 170 miejscowości.
Wsią całkowicie zamieszkałą przez Olędrów od 1764 roku był Kazuń (obecnie Kazuń Nowy), a w 1778 roku król Stanisław August Poniatowski potwierdził umowę starosty kampinoskiego z Olędrami na dzierżawę Wilkowa. W 1781 roku powstały osady na Kępie Nowodworskiej, w Śladowie i w Secyminie.
Jednakże dopiero około połowy XVIII wieku rozpoczął się masowy napływ kolonistów. Przybyszów osiedlano przeważnie wśród podmokłych lasów łęgowych, „na gruntach błotnistych, nad Wisłą, krzakami porosłych i nieprzystępnych” (Beyer 1953, Heymanowski 1969). I tak osadnicy Olęderscy zagościli w Puszczy Kampinoskiej.
Nowo przybyli koloniści mennoniccy osiedlali się na wzdłużu rzeki, z dala od siebie – zabudowa ich wsi była rozproszona. Domy budowali na sztucznie usypanych pagórkach (terpach). Pola wytyczali tak, aby przylegały krótszym bokiem do nurtu rzeki. W poprzek pól biegła droga, która łączyła poszczególne gospodarstwa. Rodzina olęderska posiadała średnio dwadzieścia trzy morgi ziemi, czyli około dziesięciu hektarów, rzadko która mogła się pochwalić piętnastoma hektarami. Mennonici uważali, że gospodarstwo, które nie miało dwudziestu trzech mórg, nie mogło zapewnić godziwego życia rodzinie. Dlatego też nie dzielili swoich gospodarstw między spadkobierców. Młodsi synowie, gdy dorośli, wyruszali na poszukiwanie miejsca do zasiedlenia.
Zwykle oprócz członków rodziny w gospodarstwie pracowało od dwóch do pięciu robotników najemnych – parobków i dziewek służebnych.
Rolnictwo dostosowano do warunków naturalnych panujących na terenach zalewowych. Uprawiano tylko te rośliny, których okres wegetacji przypadał miedzy wiosenną a jesienną powodzią, oraz te, którym taka powódź nie szkodziła. Powodzie nie niszczyły drzew owocowych i trawy na łąkach. Aby zabezpieczyć pola przed piaskiem nanoszonym przez wody zalewowe, wzdłuż ich granic stawiano wiklinowe płoty koszowe wzmacniane sadzonymi między nimi wierzbami. Zatrzymywały one piasek, a przepuszczały niesiony przez prąd rzeki humus, który stanowił doskonały nawóz.
[*Źródło: Fragment książki „Mennonici życie codzienne od kuchni” Wojciech Marchlewski]
„Pokaż mi krajobraz, w którym żyjesz, a powiem ci, kim jesteś” – Ortega y Gasset.
Odchodzi zima z Puszczy Kampinoskiej, odeszli też Mennonici, o ile zima za rok znowu do nas zawita, Mennonici (Olędrzy) pozostawili po sobie tylko te wierzby, nieodłączny element krajobrazu kulturowego. Dzisiaj wierzby znikają z krajobrazu, niepotrzebne już by osuszać, naturalnie regulować stosunki wodne. Łozinowe płoty, okalające niegdyś pastwiska, są zastępowane pastuchami. Kiedy zapytamy jednak, co tu na łolendrach pozostało po olendrach, niemalże zawsze obok langhoffów, kęp, terp, trytf usłyszymy o wierzbach nasadzonych w równych rzędach. I trudno sobie może wyobrazić, że najbardziej polskie z polskich drzew, mazowiecka wierzba, wcale nie jest takie polskie albo okazuje się bardziej olenderskie niż polskie.