Była woda, były „spiżarki” i były cmentarze. Las pachniał bzem i konwaliami.
Uwielbiam majowe wyprawy do lasu, soczysta zieleń, białe kokoryczki, zapach konwalii i bzu, czy las może pachnieć lepiej .
W zeszłym roku odwiedziłam cmentarz ewangelicki z Karolinowie, zachował się tam tylko drewniany krzyż, ukryty pośród bzów. Bardzo chcę zobaczyć ten krzyż właśnie w maju jak kwitną bzy.
Piękna pogoda, słońce świeci, na szlakach sporo osób. Najczęściej na dłuższą wyprawę do lasu wybieram się w tygodniu. Pakuję plecak, obowiązkowo termos z kawą (w lesie smakuje najlepiej) i wyruszam. W tygodniu jest bardzo mało ludzi w lesie, cisza i spokój, nigdzie nie muszę się śpieszyć.
Uwielbiam podpatrywać jak żyją ludzie, jak sobie radzą mieszkając daleko od miasta. Ostatnio natrafiłam na mały sklepik w którym można kupić wiejskie jaja.
W niedziele wszystko wygląda inaczej, ludzie w pięknych ubraniach, spotykają się z rodzinami, grillują, szykują się do kościoła, wszystko jest takie inne, takie odświętne.
Samochód zostawiliśmy pod kościołem w Górkach i czerwonym szlakiem wyruszyliśmy w stronę Cisowego ( 5 km ). Przy krzyżu w miejscowości Cisowe skręciliśmy w boczną drogę w lewo. Zjechaliśmy z czerwonego szlaku. Po drodze mijaliśmy nieistniejące już domostwa. Po niektórych pozostały już tylko fundamenty. W ramach prowadzonej od lat akcji wykupiono na rzecz skarbu państwa 260 ha gruntów wsi, w 2011 r. do wykupienia pozostały 24 ha. Z blisko 30 siedlisk pozostały tylko trzy, zagubione wśród imponująco dziczejącej przyrody.
Po zabudowaniach nie ma już śladu, ostały się tylko ziemianki, kiedyś służyły ludziom za spiżarki. Pamiętam moja Babcia przechowywała w takiej piwniczce warzywa: ziemniaki, buraki, pietruszkę, marchewkę i dynię. Miała tez mały biały regalik, malowany olejną farbą w którym trzymała przetwory. Najbardziej lubiłam kompot truskawkowy, jeszcze pamiętam jego zapach i ten słodki smak.
Pamiętam, też jak jak Babcia suszyła jabłka i śliwki, zawsze w piekarniku kładła blaszkę wyłożoną słomą i na niej układał krojone jabłka i przekrojone na pół śliwki węgierki. Podbierałyśmy je z siostrą nim zdążyły się wysuszyć. I tak sobie myślę o ludziach, którzy tu mieszkali, czy też na jesieni suszyli śliwki i jabłka. Czy wiosną też piekli jagodzianki i w całym domu roznosił się słodki zapach jagód.
Dojechaliśmy do skrzyżowania z żółtym szlakiem, skręcamy w prawo i jedziemy w kierunku czerwonego szlaku do Dembowskich Gór. Na krzyżówce skręcamy w lewo w czerwony szlak. Do Dębu Kobendzy mamy jeszcze około 3 km. Po drodze mijamy żołnierską mogiłę z września 1939 roku.
Dąb Kobendzy jest najokazalszym drzewem w Puszczy Kampinoskiej. Mierzy 27 m wysokości, a jego obwód wynosi 590 cm. Według badań Polskiej Akademii Nauk wiek tego dębu szypułkowgo szacuje się na 300 lat. Drzewo to nazwane jest imieniem prof. Romana Kobendzy – wybitnego botanika i dendrologa. To on doprowadził do utworzenia rezerwatów w Granicy w 1936 r. oraz rok później w Sierakowie. Wraz z żoną Jadwigą byli pomysłodawcami i inicjatorami powstania parku narodowego w lasach Puszczy Kampinoskiej. Niestety nie dożył tego.
Obok drzewa znajduje się pamiątkowy kamień poświęcony Romanowi Kobendzy oraz tablica edukacyjno -poznawcza .
Idąc dalej na zachód, mijamy krzyż z dość dużą ale nieczytelną tablicą, Jest to okolica, w której 17 września 1939 r. został zbombardowany oddział Wojska Polskiego. Zginęło w tym miejscu siedmiu bezimiennych rannych żołnierzy wraz z lekarzem Stanisławem Stasiakiem. Żołnierze co po bitwie nad Bzurą przedzierali się przez puszczę do Warszawy. [* źródło: „Między Wisłą a Kampinosem”strona 118].
Po przejechaniu około 1 km wychodzimy z rezerwatu, z prawej strony mijamy opuszczoną leśniczówkę. Oprócz budynku stoi jeszcze stodoła i budynek gospodarczy.
Marzy mi się taki domek w samym środku lasu. Ten jest wyjątkowo piękny, ma dwa drewniane ganki chroniące przed deszczem i zimnym wiatrem. Pewnie właściciele stawiali tam mokre buty jak padał deszcz. Wyobrażam sobie, że przed drzwiami stała miotła. Tata zawsze taką miotłą obmiatał śnieg z butów przed wejściem do domu.
Przed domem stoi ławeczka, już po woli zarasta ją mech, pewnie dawno nikt na niej nie siedział. Czas po woli ruszać, mamy jeszcze spory kawałek drogi przed sobą, a ja oczywiście zatrzymam się przy każdym krzyżu i przy każdej kapliczce.
Jeśli chcecie zobaczyć najładniejsze kapliczki w Puszczy Kampinoskiej to przy skrzyżowaniu czerwonego z żółtym szlakiem należy skręcić w lewo i pojechać nieoznaczoną drogą w kierunku Famułek Łazowskich. Kierujemy się do Stanicy Naukowej KPN.
Mijamy Stanice Naukową KPN i kamień upamiętniający profesora Romana Adrzejewskiego, droga prowadzi Nas do krzyżówki, tu skręcamy lewo, jedziemy prosta, wjeżdżamy za szlaban. Po paru minutach jesteśmy już przy Kanale Łasica.
I tu czekała na Nas niemiła niespodzianka. Mostek na Kanale Łasica jest w opłakanym stanie. Pogoda piękna, widoki wspaniałe, ale jakoś trzeba przedostać się na drugą stronę. Dobrze, że mostek ma pod spodem metalowe elementy ( szyny). Inaczej bym nie przeszła.
Po wiosce Karolinów nie ma już śladu, zginęła z mapy. Jesienią jak byłam w tych okolicach, przy Kapliczce Świętej Teresy w miejscowości Bromierzyk spotkałam starszą Panią, która przyjechała odwiedzić Karolinów. Mówiła, że się tu wychowała.
Dotarliśmy do Cmentarza Ewangelickiego w Karolinowie. Na 199 mieszkańców Karolinowa, 48 było wyznania ewangelickiego. Jednym z ostatnich śladów ich bytności jest ten cmentarz. Niestety ostał się tylko jeden drewniany krzyż. Bez też już przekwitł, ale cieszę się bardzo, że tu dotarłam.
Jadąc dalej prosto wyjeżdżamy przy Kapliczce Świętej Teresy, skręcamy w prawo i jedziemy do miejscowości Famułki Brochowskie. Odchodzi tam asfaltowa droga, skręcamy w prawo i jedziemy do nieistniejącej już miejscowości Władysławów. Odwiedzamy kolejny Cmentarz Ewangelicki. Tu nie ostał się ani jeden nagrobek. Na 118 mieszkańców Władysławowa 100 było wyznania ewangelickiego.
Droga doprowadziła Nas do miejscowości Miszory. Pamiętam jak Koleżanka wspominała mi, że jej babcia tu mieszkała i mówiła, że kiedyś był tu w lesie Cmentarz Ewangelicki.
Robimy drobne zakupy w sklepie i pytamy się Pani sprzedawczyni o cmentarz. Pani twierdzi, że kiedyś były tam nagrobki, ale miejscowi wykorzystali je do utwardzania terenu, nie wie czy coś się jeszcze ostało.
Jestem zszokowana, przypomniał mi się film „Pokłosie” .
Na 265 mieszkańców Miszor, 132 było wyznania ewangelickiego. Znaleźliśmy tylko jeden nagrobek, dziewczyna którą tam spotkaliśmy twierdziła, że kiedyś było ich więcej. W głowie kłębią mi się myśli i mnóstwo pytań, czy w tym co mówiła pani ze sklepu jednak było ziarenko prawdy.
Wracamy do domu, w drodze powrotnej chcemy zobaczyć jeszcze jeden Cmentarz Ewangelicki w Famułkach Królewskich.
Cmentarz skrywa się w bzie. Odnajdujemy kilka nagrobków. Na 403 mieszkańców Famułek 71 było wyznania ewangelickiego.
Pora wracać do domu bo po woli robi się późno.
Dopiero około 18-tej las zaczął pachnieć. Pachniał bzem i konwaliami. Zostaliśmy już praktycznie sami, na szlakach zrobiło się pusto. Jedliśmy suszone śliwki, popijaliśmy je resztką herbaty jaka Nam jeszcze została a wokół rozchodził się słodki zapach konwalii.
Lubisz to co robię? Będzie mi niezmiernie miło jeśli wypijemy razem kawę.
2 komentarze
Paweł
Piękna chata obok dawnej leśniczówki w Krzywej Górze jest domem letniskowym największego znawcy Puszczy, Pana Lechosława Herza. Pisał kiedyś w swoim blogu o tym, że w całej dawnej wsi ma tylko jednego sąsiada, zresztą barwną postać. Ale ponoć już tam nie przyjeżdza. Bez książek i bloga Pana Herza nie jestem sobie w stanie wyobrazić poznawania Puszczy.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich miłośników Puszczy
Paweł
Anna
To prawda Pan Herz bardzo fajnie pisze, zawsze mam w plecaki Jego przewodnik po Puszczy, kupiłam sobie też książkę „Podróże po Mazowszu” – polecam.
Pozdrawiam ciepło
Anka